Jakie znacie tamy w Stanach Zjednoczonych? Jeśli już przyjdzie Wam do głowy jakakolwiek, to pewnie będzie to zapora Hoovera, turystycznie najbardziej znana (i najwygodniej położona) tama w USA. I my także chcieliśmy ją zobaczyć, więc w planie #AmerykiDlaGeeka była od początku. A potem okazało się, że widzieliśmy w sumie trzy zapory w zachodniej części USA. Ale turystyka tamowa idzie nam jednak średnio…
Ale na początek: po co w ogóle oglądać zapory? Nas interesowały z czysto inżynierskiego punktu widzenia – to po prostu bardzo ciekawe, olbrzymie konstrukcje i fascynuje nas sposób ich działa i wykorzystania. Czyli po prostu poszukiwanie odpowiedzi na pytania po co i dlaczego – klasyk w naszym wydaniu. Poza tym tamy same w sobie robią wrażenie swoimi rozmiarami. I nie wiem, jak Wy, ale ja stojąc tam na mostku z widokiem na zaporę lub na niej samej zawsze zastanawiam się jakby to było, gdyby ona jednak nie wytrzymała tego naporu wody i pękła… Ta siła mnie fascynuje.
Jak działa zapora i po co się ją buduje?
Zapory wodne to konstrukcje budowane na rzekach w celu ich spiętrzenia. Są budowane w ramach ochrony przeciwpowodziowej, jako rezerwuar wody na suchych terenach, w celach irygacyjnych (czyli nawadniających okoliczne tereny), a także (a może przede wszystkim) jako źródło energii. Woda zgromadzona w zbiorniku przepływa pod konstrukcją zapory przez wielkie turbiny generując tym samym prąd. Same zbiorniki retencyjne często są wykorzystywane w celach rekreacyjnych. W Polsce najsłynniejszą zaporą wodną jest Zapora Solina na rzece San – jednocześnie jest najwyższą zaporą w Polsce i ma 82 m wysokości.
Tama czy zapora? To nie to samo?
Okazuje się, że… niestety to nie to samo. W hydrotechnice tama i zapora to dwa różne pojęcia. Tamy służą do regulowania biegu rzek, mogą być budowane nie tylko w poprzek ich biegu, ale także wzdłuż – korygując w ten sposób ich tor. Zapory natomiast zawsze są budowane w poprzek i ponad nimi znajdują się zbiorniki gromadzące wodę wykorzystywaną do różnych celów. Przez tamę woda może się przelewać, przelanie wody przez zaporę skończyłoby się katastrofą budowlaną. Tamy od zapór różnią się rozmiarem (są dużo mniejsze) i materiałem, z którego są budowane. Podsumowując słowa tama i zapora nie powinny być używane zamiennie, bo oznaczają różne rzeczy. Całe zamieszanie wywodzi się z angielskiego słowa dam, które oznacza zarówno tamę, jak i zaporę. Według Słownika Języka Polskiego PWN tama to zapora wodna wznoszona przy regulacji rzek, w języku potocznym wyrazu tama używa się wymiennie z zapora i ja również tak używam tych pojęć w tekście. Pamiętajcie jednak, że z technicznego punktu widzenia nie jest to poprawne. Więcej rozkminek na ten temat przeczytacie tutaj.
No to zaczynamy. Klasycznie – od tej najpopularniejszej.
Zapora Hoovera, Nevada-Arizona
Tama Hoovera znajduje się na rzece Kolorado – tak, tej Kolorado od Wielkiego Kanionu, który znajduje się już całkiem niedaleko stąd (i niedługo tam dotrzemy). Zapora Hoovera jest turystycznie najbardziej popularna, bo jest szalenie łatwo dostępna. Znajduje się na popularnej trasie z Las Vegas do Wielkiego Kanionu, więc wielu ludzi ogląda ją po drodze z Miasta Grzechu do Wielkiej Dziury. Według amerykańskich standardów tama znajduje się tuż obok Las Vegas – jakieś 50 km od jego centrum.
Została zbudowana w latach 30. XX w. na rzecze Kolorado, tworząc tym samym sztuczny zbiornik: jezioro Mead. Kolorado w tym miejscu jest granicą dwóch stanów (a także dwóch stref czasowych!): Nevady i Arizony, zatem przekraczając tamę przestawiamy zegarki.
Zapora Hoovera praktycznie
Jadąc z Las Vegas możecie jechać autostradą US-93 prosto i prawdopodobnie nawet nie zauważycie, że minęliście tamę – nie polecamy. Zamiast tego zjedźcie zjazdem numer 2 w drogę 172, zjazd jest wyraźnie oznaczony „Hoover Dam”. W ten sposób przejedziecie grzbietem tamy i zaliczycie po drodze kilka atrakcji.
Od strony Nevady, jeszcze przed samą tamą, znajduje się Visitor Center, w którym możecie wykupić wycieczkę po tamie (w 2 wersjach: dłuższą, fajniejszą i nie-do-kupienia on-line: 1 h za 30 USD i krótszą dostępną on-line trwającą 30 min za 15 USD). Parking w tym miejscu jest płatny (10 USD), więc jeśli nie planujecie wycieczki, lepiej nie zatrzymywać się akurat tam. W zamian proponujemy zatrzymać się wcześniej (za darmo), na parkingu przy Memorial Bridge Plaza. Z tego miejsca prowadzi piesza ścieżka na most Mike’a O’Callaghana – Pata Tillmana, z którego idealnie widać całą zaporę. Dodatkowo już po przejechaniu tamy, po stronie Arizony znajduje się jeszcze jeden parking, z którego możecie zobaczyć zaporę od drugiej strony. Parking w tym miejscu także jest darmowy.
Zapora Hoovera w naszym wydaniu, czyli mały tamowy fail #1
Tamę Hoovera chcieliśmy oglądać (tak jak wszyscy) w drodze z Las Vegas do Wielkiego Kanionu. Dzień wcześniej wstaliśmy przed świtem, żeby zwiedzić Dolinę Śmierci zanim nadejdzie upał, a popołudnie i wieczór spędziliśmy włócząc się po Las Vegas, więęęęęc musieliśmy to wszystko trochę odespać. To spowodowało, że śniadanie zjedliśmy przed 12, a na tamę dotarliśmy około 1 po południu. Było tam wtedy gorąco, jak w piekle. Serio, Death Valley przy tym to był pikuś, małe piwo przed śniadaniem, matura z matematyki na poziomie podstawowym (taki żarcik 😉 ). Temperatura była taka, jak w Badwater Basin, czyli około 46 stopni C., ale… wiał do tego potężny, gorący wiatr. Jeśli Dolina Śmierci to piekarnik, to Hoover Dam był dla nas wtedy piekarnikiem z termoobiegiem. Poważnie, spacer po Memorial Bridge był bardzo fajny, ale nie miałam jak manewrować kamerką, bo musiałam jedną ręką ciągle trzymać kapelusz.
Po tym przeżyciu postanowiliśmy jednak spadać z tego piekła i odpuściliśmy wycieczkę po tamie (fail #1). Zatrzymaliśmy się jeszcze na parkingu po stronie Arizony, ale tam z samochodu wygrzebał się tylko Przemek, bo ja przegrzałam się tak, że siłą nikt nie odkleiłby mnie od klimatyzacji w samochodzie. Spoko, wrócimy. Zimą.
Glen Canyon Dam, Arizona
Tama Glen Canyon także znajduje się na rzece Kolorado, ale z drugiej strony Wielkiego Kanionu – w okolicach miasta Page w Arizonie. Zatem Kolorado od zapory Hoovera tworzy jezioro Mead, potem wije się dnem Wielkiego Kanionu, dopływa do zapory Glen Canyon i tutaj tworzy kolejny sztuczny zbiornik: jezioro Powell. Podobnie jak Mead jest to zbiornik rekreacyjny, przy którym ciekawie można spędzić czas między innymi na wycieczkach wodnych po malowniczych zakamarkach tego jeziora.
Tama Glen Canyon praktycznie
Zaporę Glen Canyon można obejrzeć podczas pobytu w okolicach Page albo podczas podróży z Wielkiego Kanionu w stronę Doliny Monumentów lub Zion National Park.
Tuż przy tamie znajduje się Visitor Center, a dokładniej Carl Hayden Visitor Center at Glen Canyon Dam. Więcej o wycieczkach po zaporze przeczytacie tutaj.
TroPiMy tamę Glen Canyon, czyli tamowy fail #2
Nie planowaliśmy zwiedzania tej tamy, zawitaliśmy tam przy okazji pobytu w Page, gdzie zależało nam na Kanionie Antylopy oraz Horseshoe Bend. Dlatego nasze rozczarowanie ograniczyło się do lakonicznego „szkoda, następnym razem”, kiedy okazało się, że dotarliśmy tam po godzinach otwarcia Visitor Center. Plus natomiast był taki, że koło tamy było pusto, wczesnym wieczorem było chłodniej, a w siatce zabezpieczającej most nad tamą są zaprojektowane (!) dziury do robienia zdjęć! Punkt za pomysłowość i użyteczność. No ale tym sposobem udało nam się NIE zwiedzić tamy numer 2.
Grand Coulee Dam, Waszyngton
A na koniec największa petarda! Największa – dosłownie! Grand Coulee jest jedną z największych konstrukcji betonowych na świecie. Z betonu, który został zużyty na jej zbudowanie można byłoby zbudować chodnik okrążający ziemię na wysokości równika. Dwa razy! Tak, Grand Coulee jest naprawdę potężna – ma 167 metrów wysokości i choć nie dorównuje wysokością zaporze Hoovera (która jest od niej wyższa o ponad 50 metrów) to Grand Coulee ma 1 178 metrów szerokości! Tak, prawie 1,2 km! Widzicie na zdjęciu te małe dziurki w ścianie zapory? Są wielkości ciężarówki.
Zapora Grand Coulee znajduje się w stanie Waszyngton i jest jedną z 11 tam na rzece Kolumbii. Elektrownia wodna (a w zasadzie to 4 elektrownie) na zaporze Grand Coulee zasila 11 okolicznych stanów i jest największym producentem energii wodnej w USA. Ilość energii elektrycznej produkowana rocznie dzięki Grand Coulee mogłaby zasilić 2,3 miliona gospodarstw domowych, przez cały rok. Nieźle, co?
Ciekawym aspektem zapory Grand Coulee jest sama jej budowa. Tama powstała w czasach Wielkiego Kryzysu – wtedy w bardzo krótkim czasie na pustkowiu, w środku niczego, powstało miasteczko zamieszkane przez inżynierów i robotników pracujących przy budowie zapory. Po zakończeniu, na uroczystym otwarciu wszystkie laureatki tytułu Miss z każdego stanu USA wylały na tamę po galonie wody, który przywiozły ze swojego stanu. Miało to symbolizować wkład całego kraju w budowę zapory (koszty były ogromne – szacuje się, że zwrócą się w 2044 roku) oraz korzyść ekonomiczną dla całego kraju. I rzeczywiście – dzięki irygacji okolicznych terenów w stanie Waszyngton można uprawiać dowolne warzywa i owoce (no, z wyjątkiem tropikalnych). Mówi się, że w Seattle ciągle pada, ale wbrew pozorom w całym stanie opadów nie ma aż tak dużo. Mimo to, stan Waszyngton jest głównym dostawcą ziemniaków do McDonalds – a nie byłoby to możliwe bez zapory Grand Coulee. Symboliczne galonowe butelki – podpisane stanami – można zobaczyć w Visitor Center.
Grand Coulee praktycznie
O ile zapora Hoovera leży na bardzo turystycznym szlaku, to niestety zapora Grand Coulee położona jest daleko od największych atrakcji regionu, ale w związku z tym nie dociera tu wielu turystów. A cały region Coulee jest piękny i malowniczy, jeśli macie czas to może warto uwzględnić go w swoich planach?
Tuż obok tamy znajduje się Grand Coulee Visitor Center – tam udzielą Wam wszystkich niezbędnych informacji. W budynku znajduje się interesująca i interaktywna wystawa. Najciekawsze atrakcje na samej Grand Coulee to wycieczka po zaporze oraz pokaz laserów.
Wycieczki są bezpłatne, działają na zasadzie first-come, first-served, czyli kto pierwszy ten lepszy. Wycieczka trwa 50 minut, nie można zabierać na nią żadnych toreb, ani plecaków, można zabrać ze sobą aparat i robić zdjęcia, ale torbę na sprzęt należy zostawić w samochodzie. W aucie – bo na miejscu nie ma zamykanych skrytek, w których można by cokolwiek schować. Na początku trzeba przejść kontrolę bezpieczeństwa (jak na lotnisku), a podczas całej wycieczki będzie Wam towarzyszył uzbrojony strażnik. Wynika to faktu, że zapora Grand Coulee jest strategicznym amerykańskim obiektem i podlega specjalnej ochronie. Więcej o wycieczce po tamie przeczytacie tutaj.
Wieczorem natomiast na ścianie zapory odbywa się półgodzinny laser light show i domyślam się, że musi naprawdę spektakularnie wyglądać. My niestety go nie widzieliśmy. Godziny pokazu i inne informacje znajdziecie tutaj.
A na deser – powrót w stronę Seattle. Przepiękna, malownicza trasa Coulee Corridor – to jedna z tras widokowych (scenic byways) stanu Waszyngton. Droga wije się w kanionie, wzdłuż jezior i rzeki Kolumbii. Naprawdę cudowne widoki i mega-przyjemna jazda.
O tym, jak w końcu (prawie) zwiedziliśmy tamę, czyli tamowy fail #3 na Grand Coulee
O Grand Coulee w ogóle nie mieliśmy pojęcia. Wyszperałam ją w przewodniku kilka dni wcześniej dlatego, że szukałam ciekawych miejsc po drodze z Parku Narodowego Glacier do Seatlle. To był najdłuższy dzienny odcinek jaki mieliśmy do pokonania w ciągu wyjazdu – ponad 800 km. Po zrobieniu małego detour’a do Grand Coulee trasa wydłużyła się do 900 km, ale było warto. Poza tym to był 25 czerwca i akurat miałam urodziny – nie chciałam całego dnia spędzić bez przerwy w samochodzie. Zatem… jaka jubilatka, takie atrakcje – pojechaliśmy zwiedzać zaporę!
Tym razem zależało nam na tym, żeby załapać się w końcu na wycieczkę, wiedzieliśmy, że startują o pełnych godzinach. Do Visitor Center docieramy o 13:55, czyli ideal… NIE. Okazuje się, że tour startuje z drugiej strony zapory i poinformowano nas, że nie zdążymy tam dojechać w 5 minut. Zdążylibyśmy. Wahamy się, czy czekać na kolejną wycieczkę o 15, no ale skoro dotarliśmy aż tutaj, to szkoda byłoby ominąć taką okazję. Postanawiamy pobieżnie obejrzeć wystawę w Visitor Center – jest bardzo ciekawa i interaktywna i pojechać na drugą stronę zapory, żeby na pewno załapać się na dam(n) tour.
Mamy spore oczekiwania co do tej wycieczki – i chyba to powoduje, że jesteśmy tak bardzo zawiedzeni. Standardowo wycieczka trwa 50 minut i rozpoczyna się od zwiedzania jednej z elektrowni: Third Powerplant – ale tym razem ten punkt wypada z planu, bo robią tam modernizację i wchodzić nie wolno. Jedziemy autobusem z powrotem w stronę Visitor Center, gdzie pokazują nam pompy pompujące wodę do kanałów irygacyjnych, ale… akurat dzisiaj żadna z nich nie pracuje, więc jest zupełnie cicho. Potem okazuje się, że w naszym autobusie coś się popsuło i 5 minut czekamy na zastępcze vany, które mają przewieźć nas kilometrowym odcinkiem na szczycie zapory. Ale… przyjeżdżają za późno i na ten, najciekawszy punkt wycieczki nie starczy już czasu! Wycieczka trwała dokładnie 43 minuty, z czego pierwsze 10 minut zajmuje obejrzenie filmu dotyczącego bezpieczeństwa, przejście kontroli bezpieczeństwa i załadowanie się do autobusu. Jesteśmy tak zawiedzeni, że nawet nie wracamy do Visitor Center, żeby obejrzeć wystawę do końca. Dodatkowo przewodniczka nie potrafi odpowiedzieć chyba na żadne z zadanych jej przez uczestników wycieczki pytań. Miejsce więc jest super, ale jego prezentacja – mierna. Jednak jak coś jest za darmo, często jest do niczego. Tamowy fail #3.
Mamy nadzieję, że podobała Wam się wycieczka po 3 amerykańskich zaporach, w następnym poście ruszamy na Route 66!
4 komentarze
[…] trochę odsypiamy długi poprzedni dzień, w związku z czym przy tamie Hoovera jesteśmy dopiero przed 14 i jest tam bardziej gorąco niż w Dolinie Śmierci, około 43 stopnie […]
[…] Bardzo znana, bardzo łatwo dostępna, bo znajdująca się na trasie z Las Vegas do Wielkiego Kanionu. Nie mogło jej zabraknąć także na naszej trasie. Pogoda była zdecydowanie przeciwko nam, bo było tam bardziej gorąco niż w Dolinie Śmierci (powyżej 45 st. C.) i do tego wiał straszny wiatr. Czuliśmy się jak w piekarniku z termoobiegiem. Sama tama zrobiła na nas wrażenie, ale jak się potem okazało wypada blado na tle innych tam, które widzieliśmy (patrz: Grand Coulee kilka akapitów niżej). Więcej w tekście o amerykańskich zaporach. […]
[…] kochających podróże. To był długi dzień. Jeszcze rano byliśmy w Las Vegas, oglądaliśmy Zaporę Hoovera i przejechaliśmy fragment Route 66, a tego wieczoru mieliśmy dotrzeć nad południową krawędź […]
[…] okolicy warto także zajrzeć nad zaporę Glen Canyon, o której pisaliśmy w naszym poście o amerykańskich tamach. Warte odwiedzenia jest podobno także samo sztuczne jezioro […]