Dolina Śmierci od początku planowania Ameryki Dla Geeka była na naszej liście. Miałam spore obawy, czy jechanie tam w połowie czerwca to dobry pomysł. Po pierwsze, czy warto pchać się tam w najgorętszy moment w roku, a po drugie, czy w ogóle będzie dało się tam cokolwiek zobaczyć. Postanowiliśmy spróbować, chociaż finalnie wyszło to trochę inaczej niż planowaliśmy. Ale doświadczenie tego gorąca, ciszy i zapachu soli było warte wszystkich poświęceń.

Będąc na Zachodzie USA w czerwcu jesteście na początku sezonu. Kampingi, czy hotele warto rezerwować wcześniej, bo na miejscu te najlepsze są już pozajmowane. Jest tak wszędzie oprócz Doliny Śmierci. Tam sezon jest podczas… polskiej (i amerykańskiej) zimy i wiosny. Właśnie wtedy temperatury są na tyle znośne, że da się spać pod namiotem i wyjść z klimatyzowanego samochodu na więcej niż 10 minut. Z resztą podobno właśnie wiosną w Dolinie Śmierci można zaobserwować rozkwitające życie, ponieważ, wbrew pozorom, coś tam nawet rośnie! To, że cokolwiek może kwitnąć na tym suchym pustkowiu wydaje mi się tak niewiarygodne, że muszę tam wrócić na wiosnę, żeby to zobaczyć na własne oczy.

Okazuje się, że właśnie teraz (wiosna 2016!) Dolina Śmierci przechodzi tzw. „super bloom” – jest wyjątkowo dużo kwiatów. Zdarza się to rzadko – może raz na dekadę, jeśli zimą spadło wystarczająco dużo deszczu. Patrzcie jak pięknie:

Ale wróćmy do wyjazdu w czerwcu.

Dolina Śmierci latem

Początkowo planowaliśmy rozbić namiot na polu namiotowym w samym środku Doliny Śmierci, w Furnace Creek. Był to jeden z niewielu czynnych o tej porze roku kampingów w całej Dolinie. Latem nikt nie prowadzi na nim rezerwacji. Wiecie dlaczego? Bo trzeba być przynajmniej trochę szalonym, żeby rozbijać tam namiot latem, kiedy nawet w nocy temperatura rzadko spada poniżej 30 stopni C., a w dzień dochodzi o 46!

Wyjechaliśmy z Parku Narodowego Sekwoi planując, że do wieczora dojedziemy do Doliny Śmierci i tam przenocujemy, a od samego rana będziemy w środku wydarzeń. Z samego pasma Sierra Nevada, gdzie było chłodno, najpierw zjeżdżaliśmy w dół do najbliższej miejscowości, w której temperatura zdążyła przekroczyć 37 st., nie bardzo było czym oddychać. Już wtedy zapaliła nam się lampka ostrzegawcza, że nocowanie w Furnace Creek w namiocie może nie być najlepszym pomysłem. Droga trochę nam się przeciągnęła, zaczynało się ściemniać, my nadal mieliśmy jeszcze sporo mil do celu, a temperatura spadła tylko nieznacznie. Postanowiliśmy znaleźć motel w Ridgecrest, miejscowości znajdującej się na obrzeżach Parku Narodowego. Obok znajduje się lotnicza baza wojskowa – how cool is that, hm? Nastawiliśmy się na wysokie ceny – w końcu to Dolina Śmierci, tutaj 200 USD za nocleg w hotelu nie jest jakąś wyjątkowo niespotykaną ceną. Byliśmy tak zdesperowani tym upałem, że ustaliliśmy górną granicę cenową na 115 USD, postanawiając, że jak nie znajdziemy nic w tym zakresie cenowym, to jakoś przetrwamy w namiocie. Tymczasem… w pierwszym motelu, do którego dotarliśmy dostaliśmy pokój z klimatyzacją i lodówką (zimne piwo!) za… 65 USD. Stany nadal potrafią mnie czasem zaskoczyć.

 

Wschód słońca w drodze do Doliny Śmierci

Wschód słońca w drodze do Doliny Śmierci

W drodze do Doliny Śmierci

W drodze do Doliny Śmierci

Następny dzień rozpoczynamy przed świtem. Otwierając drzwi klimatyzowanego pokoju poczułam się tak, jakbym wychodziła wprost na gigantyczną suszarkę do włosów. Biały Dyzio (czyli nasz samochód) twierdzi, że jest prawie 30 stopni. Do samego Parku Narodowego mamy jeszcze sporo mil, wschód słońca o 5:45 podziwiamy ze stacji benzynowej, na której łapiemy kawę i w drogę! Do Doliny Śmierci wjeżdżamy około 7:30.

Wjeżdżamy do Doliny Śmierci!

Wjeżdżamy do Doliny Śmierci!

Trasy wyglądają naprawdę niesamowicie!

Trasy wyglądają naprawdę niesamowicie!

Po drodze zatrzymujemy się w miejscowości Stovepipe Wells, która znajduje się dokładnie w środku niczego. Jest tu stacja benzynowa, urządzony w stylu kowbojskim sklep z pamiątkami, pole namiotowe bez skrawka cienia (zamknięte o tej porze roku – hmmm, ciekawe dlaczego?) oraz niewielki hotel… z basenem. Jest 8 rano, termometr pokazuje 97F, czyli 36,1C.

Jeśli wydaje Wam się, że w Dolinie Śmierci jest pustynia i dużo piachu, to porzućcie to wyobrażenie. Jedne z niewielu piaszczystych wydm z prawdziwego zdarzenia w Death Valley znajdują się tuż za Stovepipe Wells. To Mesquite Sand Dunes. Kręcono tutaj kilka scen z pierwszych epizodów Gwiezdnych Wojen. Przy zejściu z parkingu znajduje się tablica informująca o tym, że wejście na wydmy po 10 rano jest niebezpieczne i grozi śmiercią, bo piasek bardzo się nagrzewa. Ta informacja napisana jest w kilku językach, w tym także po polsku! Ciekawe z jakiego powodu… Tak, czy inaczej podobno warto przyjechać tutaj nocą przy pełni księżyca, bo wydmy mają niesamowite kolory. Trzeba tylko uważać na węże, które w nocy pełzają tam na spacery.

Poza sezonem nikt nie siedzi w budce strażnika przy wjeździe do Parku Narodowego, po bilet należy udać się do Visitor Center w Furnace Creek. Powinniście to zrobić także wtedy, kiedy macie kartę America The Beautiful (o karcie pisałam tutaj) – dostaniecie nalepkę na samochód oraz mapę Parku do kolekcji. Mapa jest świetna (jak we wszystkich Parkach Narodowych) – dzięki niej na pewno się nie zgubicie. Bilet do Parku bez karty ATB kosztuje 20 USD za samochód na 7 dni. Furnace Creek to największa miejscowość w Dolinie. Jest tu kilka hoteli oraz pól namiotowych, wspomniane Visitor Center oraz – co ważne – stacja benzynowa.

Pamiętajcie, żeby zawsze mieć przynajmniej pół baku paliwa. Stacje znajdują się tutaj w naprawdę dużych odległościach i nie ma żadnych zabudowań. Poza tym gdyby gdzieś na pustkowiu popsuł się Wam samochód, musicie mieć go odpowiednio dużo, żeby chociaż działała Wam klimatyzacja.

Cena za paliwo jest zabójcza – zapłaciliśmy 4,4 USD/galon! W Kalifornii (gdzie paliwo jest najdroższe w USA) za galon płaci się 3,5-3,7 USD, w innych stanach około 3 USD. Na szczęście dolaliśmy tylko kilka litrów.

Wyjeżdżamy z Furnace Creek w stronę głównej atrakcji – wielkiej płaszczyzny pełnej soli, czyli Badwater Basin. Wyświetlacz przy Visitor Center pokazuje temperaturę 108F, czyli ponad 42C ! Jest kilka minut po 9 rano.

Makieta Doliny Śmierci w Visitor Center

Makieta Doliny Śmierci w Visitor Center

Badwater jest najniżej położonym miejscem w Ameryce Północnej – znajduje się 85,5 m poniżej poziomu morza. To miejsce jest wyjątkowe przede wszystkim dlatego, że zanotowano tu najwyższą temperaturę powietrza na świecie: 56C. I nie jest to temperatura przy gruncie, ani temperatura odczuwalna, tylko faktyczna temperatura powietrza. Do Badwater docieramy mniej więcej kwadrans przed 10, jest 111F, prawie 44C. Jest tak mega-gorąco, że trudno poza klimatyzowanym samochodem wytrzymać dłużej niż 10 minut. Schodzimy z parkingu na taras spacerowy, w powietrzu bardzo wyraźnie unosi się zapach soli. Jest cicho i nie ma wiatru. Robimy kilka zdjęć, Przemek tańczy do filmu AmerykaDlaGeeka (możecie go zobaczyć na końcu tego posta), ja prawie mdleję z obawy, że on zemdleje podczas tego tańca (i niby co ja z nim wtedy zrobię w tym piekarniku?!). Szybko wracamy do auta.

Dlaczego w Dolinie Śmierci jest tak gorąco?

Death Valley znajduje się w depresji, ze wszystkich stron otoczone jest relatywnie wysokimi górami. Zimne powietrze znad gór tworzy „płaszcz” nad doliną. W dolinie jest nisko (depresja), więc jest cieplej, nagrzana ziemia ogrzewa powietrze wewnątrz doliny. Ciepłe powietrze unosi się do góry, ale napotyka zimne powietrze przykrywające dolinę od góry, odbija się od niego i przechodzi z powrotem na dół jeszcze bardziej ogrzewając dno doliny.

Tak naprawdę Dolina Śmierci to gigantyczny piekarnik

Dalej zatrzymujemy się na Devil’s Golf Course. To ogromny teren składający się z solnych kamieni uformowanych przez wodę i silny wiatr. Podobno tylko szatan mógłby grać tam w golfa. To miejsce oddalone o spory kawałek od asfaltowej drogi, jesteśmy tu zupełnie sami. Uderza nas jeszcze większa cisza niż w Badwater. Serio, nigdy nie doświadczyłam takiej ciszy, nigdzie.

Wracając do głównej drogi zbaczamy trochę, aby przejechać Artist’s Drive – wąską drogą prowadzącą przez malownicze, kolorowe wzgórza wulkaniczne i osadowe. Podobno najpiękniej jest tutaj późnym popołudniem, kiedy słońce oświetla te tęczowe skały. Niestety musimy sobie to tylko wyobrazić, bo dochodzi 11. Temperatura nie spada, my za to zaczynamy się powoli przegrzewać i coraz mniej wychodzimy z samochodu. Jeśli się da, robimy zdjęcia przez okno jedynie na chwilę opuszczając szybę.

Artist's Drive

Artist’s Drive

Jednym z najbardziej znanych widoków w Dolinie Śmierci jest Zabriskie Point. Olbrzymie, niegościnne formacje nazywane badlandami (ang. badlands, czyli dosłownie „złe ziemie”) wyglądają malowniczo. Zwróćcie uwagę na faceta, który zszedł kawałek niżej, żeby zrobić zdjęcie – to pokazuje jaka jest skala tego miejsca.

Na samym końcu wspinamy się na punkt widokowy Dante’s View, z którego rozpościera się piękny widok na całą Dolinę. W dole doskonale widać Badwater Basin, które znajduje się ponad 1,5km niżej. Jesteśmy dosyć wysoko, więc jest troszeczkę chłodniej (nam nadal wydaje się bardzo gorąco, ale jesteśmy już zmęczeni). To, co zaskoczyło mnie w tym miejscu to strasznie duża liczba os, czy też pszczół. Nie wiedzieć czemu te owady upodobały sobie Przemka buty i kilka (!!) z nich próbowało wejść (niektóre skutecznie!) pomiędzy jego stopę a podeszwę sandała. Na szczęście obeszło się bez użądleń, ale mieliśmy problem z powrotem do samochodu, bo pszczoły chciały wsiadać razem z nami. Nie jestem pewna, z czego wynika tak duża ich liczba w tym miejscu, ale jeśli Wy wiecie podzielcie się tą wiedzą w komentarzach.

Co jeszcze warto zobaczyć?

  • Miasta widmo, czyli ghost towns. To miasteczka funkcjonujące w czasach kopalni złota i/lub srebra – mniej więcej na przełomie wieku XIX i XX. Obecnie opuszczone i bardzo ciekawe. Po drodze z Ridgecrest, czyli od płd.-zach. mijaliśmy zjazd do Ballarat, niestety nie mieliśmy czasu, aby do niego zajrzeć. Bardziej znane nazywa się Rhyolite i znajduje się tuż za granicą Parku Narodowego w okolicy miasta Beatty.
  • Racetrack Playa – to wyschnięte słone jezioro w Dolinie Śmierci, po którym w tajemniczy sposób poruszają się wielkie kamienie. Nikt nigdy tego nie widział, ani nie sfilmował, ale kamienie co jakiś czas zmieniają swoje położenie oraz zostawiają ślad po trasie, po której się „poruszają”. I to zjawisko nie jest wyjaśnione. Ekstra, nie?

Dolina Śmierci – informacje praktyczne

Pamiętajcie, że nasze lato to niebezpieczny czas na odwiedzanie Death Valley, ale nie jest to wystarczający powód do rezygnacji z wizyty. Trzeba się tylko odpowiednio przygotować i przestrzegać kilku zasad.

  • Przed wszystkim należy mieć ze sobą odpowiednią ilość wody do picia. Wytyczne Parku mówią o piciu 4 litrów płynów dziennie, co wydaje się przesadą, ale wierzcie mi – w tych temperaturach wodę pije się dosłownie cały czas. Oprócz tych 4l na osobę warto mieć w samochodzie dodatkowe kilka butelek wody – tak na wszelki wypadek, najwyżej zużyjecie ją później.
  • Wydaje się to oczywiste, ale przypomnę: kapelusz, albo inne nakrycie głowy i krem z filtrem także są niezbędne.
  • W wielu miejscach w Dolinie nie ma zasięgu sieci komórkowych. Zatem w razie awarii samochodu, może zdarzyć się, że nawet nie będziecie mieli jak kogokolwiek zawiadomić. W takim przypadku nie należy oddalać się od samochodu i czekać aż nadejdzie pomoc. Strażnicy w Parku patrolują wiele dróg, właśnie na taką ewentualność.
  • Przy wynajmie samochodu warto wybrać model w jaśniejszym kolorze – mniej będzie się nagrzewał. I po prostu bądźcie rozsądni za kierownicą. W okolicach południa, kiedy już mieliśmy absolutnie dość upału i najchętniej wcale nie opuszczalibyśmy samochodu zobaczyliśmy dwie dziewczyny jadące w kabriolecie z opuszczonym dachem. Jedna była w kapeluszu, ale druga już nie. Fakt, że samochód był czarny nie miał znaczenia.
  • Postarajcie się większość atrakcji odwiedzić od samego rana do godziny 10, albo późnym popołudniem, w okolicach zachodu słońca. W południe temperatury są naprawdę wysokie. W lato lepiej zrezygnować z wszelkich treków i dłuższych pieszych wycieczek. Do wielu punktów można dotrzeć samochodem i w ten sposób minimalizować czas pobytu na słońcu.
  • Sprawdzajcie prognozy pogody. W Dolinie, szczególnie we wszelkich kanionach i wąskich przesmykach może być bardzo niebezpiecznie podczas burz i ulewnych deszczy. Nagrzana ziemia nie nadąża z przyjmowaniem dużych ilości deszczu i może dochodzić do bardzo gwałtownych powodzi.
  • Przed wyjazdem warto również zajrzeć na stronę internetową Parku – znajdziecie tam np. informacje o aktualnie zamkniętych drogach.

Podsumowując: czy warto jechać do Doliny Śmierci latem? Zdecydowanie tak, jeżeli chcecie dowiedzieć się skąd wzięła się jej nazwa. To jedno z ciekawszych doświadczeń naszego wyjazdu na Zachód USA, warto przeżyć je na własnej skórze.

Dolina Śmierci

Dolina Śmierci