„Jechać na Malediwy i nie spać w domku na wodzie to zupełnie bez sensu„. Czyżby? Przeczytajcie o tym, jak to jest nie mieszkać w resorcie, ale wśród prawdziwych mieszkańców Malediwów na wyspie Huraa i czy warto to zrobić.
Pobudka w raju
Obudziłam się przed wschodem słońca, bo Przemek tym razem postanowił wstać i zrobić zdjęcia słońcu wstającemu znad oceanu. Szkoda tego chociaż raz nie zobaczyć, skoro nasz pensjonat znajduje się kilka kroków od publicznej plaży właśnie po wschodniej stronie wyspy. Przemek wyszedł. Niebo już powoli się przejaśniało, musiałam podjąć decyzję, czy wstaję, żeby też to zobaczyć, czy nie. Takich okazji się nie przepuszcza. Weszłam do łazienki, żeby obmyć twarz, zapaliłam światło i… zamarłam, bo na półce pod lustrem tuż obok naszych szczoteczek siedział gekon! Musiał wejść przez uchylone okno. Może jeśli go zostawię, to sam wyjdzie zanim wrócę ze wschodu słońca? Nie miałam czasu się nim zajmować, robiło się późno.
Wyszłam z pensjonatu. W pokoju cichutko szumiała klimatyzacja, a na zewnątrz było pewnie koło 25 stopni. Myślałam, że nikogo nie spotkam po drodze, tymczasem przy ulicy wzdłuż plaży od razu mijam dwie kobiety ubrane w długie kolorowe ubrania i hidżaby – chusty zakrywające włosy. Uśmiechają się wesoło i krzyczą do mnie „Good morning!”. No zdecydowanie dzień dobry! Jest koło 6 rano, ja już jestem na nogach, jest ciepło, ale przyjemnie, bo powietrze jeszcze nie jest gorące i męczące. Do tego jestem na małej wyspie Huraa na Malediwach, rajskich wyspach na środku Oceanu Indyjskiego! Gdyby ktoś powiedział mi rok wcześniej, że tam będę – nie uwierzyłabym. Kobiety widząc, że bezradnie rozglądam się w prawo i lewo szukając Przemka, mówią coś w divehi i żywo pokazują w moją prawą stronę. Faktycznie – teraz dostrzegam na plaży, niedaleko prostej zjeżdżalni, wysokiego białego gościa ze statywem.
Schodzę na plażę. W tym miejscu jest dość wąska i niezbyt przyjemna, bo składa się głównie z gruboziarnistych koralowców. To publiczna plaża na Huraa – publiczna, czyli taka, na której należy zachować islamskie normy dotyczące stroju – bikini jest wykluczone. Z tej plaży korzystają lokalni mieszkańcy, ale teraz jesteśmy tu sami. No prawie sami – w wodzie dopiero teraz dostrzegam mężczyznę z rurką do snorklingu, który pływa w tę i z powrotem. Temperatura na kąpiel jest doskonała, a słońce jeszcze nie praży. Niebo nabiera coraz piękniejszych kolorów, ocean szumi spokojnie, nie ma wiatru. Podziwiamy wschód słońca, warto jednak było zwlec się z łóżka.
Wracamy na krótką drzemkę przed śniadaniem. Po skontrolowaniu łazienki (gekona nie ma, tak jak przewidywałam, musiał wyjść przez okno) zapadamy w krótki sen. Dwie godziny później Przemek zostaje obudzony moim wrzaskiem z łazienki. Gekon jednak nie wyszedł! Postanowił schować się w… moim futerale na okulary, pod chusteczką do czyszczenia szkieł! Ścigaliśmy go po całym pokoju zanim w końcu udało się go złapać, Przemek wyniósł go na zewnątrz. Gekon uratowany! Ja też.
Czas na śniadanie
Wychodzimy na śniadanie. Siadamy na zewnątrz pod parasolem, przy jednym z trzech stolików. Chwilę później pojawia się Abba, który jest tu kucharzem i niesie świeżo wyciśnięte soki z arbuza i ananasa. Mamy do wyboru śniadanie kontynentalne lub malediwskie. Wybieramy to drugie, bo jest ciekawsze. Składa się z ryżowych placuszków podobnych do meksykańskich tortilli, jajek, kiełbaski i najlepszego – pasty kanapkowej ze zmielonego kokosa, tuńczyka i cebuli. To połączenie może wydawać się niecodzienne, ale było naprawdę pyszne! Zamawiamy do tego kawę z mlekiem (niestety mleko jedynie w proszku – w kraju takim jak Malediwy trudno dostać prawdziwe mleko). Resztki tuńczyka dojada tutejszy kot. No chyba, że akurat coś upoluje. Na przykład… gekona, którego dopiero co uratowaliśmy z naszej łazienki! To tyle, jeśli chodzi o zbawianie świata.
Popijamy leniwie kawę zastanawiając się, czym by tu się dzisiaj zająć, gdy zauważamy, że Abba skądś wraca (kiedy on wyszedł?) i niesie w ręku wielką, świeżutką rybę! „To wasza dzisiejsza kolacja, właśnie ją złowili”. Cudownie! Wczoraj zapytaliśmy o to, czy dałoby się na kolację zjeść świeżą rybę z grilla, więc dzisiaj czeka nas uczta. Ale to dopiero wieczorem. Na razie trzeba zdecydować, co robimy. Wczoraj popłynęliśmy wraz z grupą Włochów i parą Niemców na bezludną wyspę, na której spędziliśmy całe popołudnie popijając wodę z kokosów i jedząc lunch z grilla na plaży, więc może dzisiaj poeksplorujemy tutejszą plażę?
W drodze na plażę
Z pensjonatu bierzemy płetwy do pływania (rurki mamy swoje, ale można je także za darmo pożyczyć w guesthouse’ie), kapelusze, ręczniki i gopro w wodoszczelnym opakowaniu i ruszamy na bikini beach.
Do plaży mamy jakieś 5 minut spacerem. Po drodze mijamy publiczną plażę, przechodzimy przez coś, co wygląda jak palmowy lasek, w którym jest mnóstwo dziur w ziemi. Codziennie mnie fascynują. Ludzkie oko jest wyczulone na ruch, więc dopiero zbliżając się do tych dziur można dostrzec siedzące obok nich kraby, które momentalnie się do nich chowają! Krabów są setki. Mają ciemny kolor, coś między bordowym a brązowym, kurz służy im jako dodatkowy kamuflaż. Są zwinne i potrafią zaciekle walczyć ze sobą o to, kto zaniesie wybraną zdobycz (pokroju dużego liścia, torebki, albo jakiegoś papierka) do swojej dziury. Poruszając się wyglądają jak wielkie pająki. Dla mnie były fascynujące i przerażające jednocześnie. Fantastyczne zwierzęta do obserwacji.
Dla turystów na Huraa organizowane są polowania na te kraby, potem można z nich zjeść zupę krabową. I o ile lubię taką zupę, to jakoś nie przemawiało do mnie polowanie na nie. Ale oczywiście, co kto lubi.
Po wyjściu z palmowego lasku mijamy jeszcze jedno, bardziej przygnębiające miejsce – wysypisko śmieci. Problem śmieci na Malediwach jest poważny, tu nie ma gdzie usypać górki śmieciowej z dala od miasta. Istnieje za to coś takiego jak śmieciowa wyspa – Thilafushi. To wyspa znajdująca się blisko stolicy wyspy – Male, na którą zwożone są olbrzymie ilości śmieci z wielu wysp na Malediwach. Obecnie odpadki są segregowane, część z nich się spala, część wsypuje się do specjalnie przygotowanych dołów i przysypuje warstwą gruzu. W ten sposób sztuczna, śmieciowa wyspa się powiększa. Od jakiegoś czasu te nowo-powstałe tereny wykorzystywane są do celów przemysłowych – buduje się tutaj różne fabryki. Oczywiście sama wyspa jest także dużym problemem ekologicznym, w szczególności dlatego, że coraz więcej śmieci to odpadki toksyczne. O problemie śmieci na Malediwach pisał także Tomek Michniewicz w swojej książce „Świat Równoległy” – polecaliśmy ją w ostatnim poście z książkami dla kochających podróże.
Na wysypisku, które mijamy na Huraa tli się kilka ognisk, w których spalana jest część śmieci. Reszta odpadków musi tutaj leżeć, ale z rozmów z naszymi gospodarzami wynika, że wskutek odgórnych decyzji władz Malediwów wkrótce wszystkie śmieci z lokalnych wysp będą zbierane i utylizowane w jednym miejscu.
Relaks level Master
Mijamy jeszcze boisko do gier zespołowych wszelakich i pomiędzy palmami wchodzimy na plażę. Bikini beach jest nieco „zakryta” płotem z liści palmowych, żeby zachodni turyści nie gorszyli lokalnej społeczności swoim nieprzyzwoitym ubiorem. Rozkładamy się na leżakach i czas dzielący nas od kolacji dzielimy pomiędzy czytanie książek i gazet, drzemanie, obserwacje krabów no i oczywiście snorklowanie. To ostatnie zajmuje nam najwięcej czasu. Jest także powodem przypalonych pleców, bo leżąc brzuchem na wodzie przez godzinę trudno tego uniknąć. Następnego dnia musieliśmy przez to pływać w koszulkach.
Rafa przybrzeżna (house reef) na Huraa jest przyzwoita, szczególnie jak na pierwszy raz – a my po raz pierwszy pływaliśmy z rurką właśnie tam. Od brzegu plaży bikini trzeba przepłynąć kilka metrów, aby znaleźć się na mieliźnie, gdzie woda sięga maksymalnie do pasa. Dalsze 300 metrów w linii prostej od plaży wgłąb oceanu pokryte jest najpierw trawą morską, a następnie płytką rafą. Woda jest przezroczysta, więc spokojnie można obserwować kolorowe rybki (niektóre z nich są bardzo ciekawskie!) i samą rafę. My spotkaliśmy także płaszczkę i to bardzo blisko od brzegu, podobno nierzadko trafiają się również żółwie, ale aż tyle szczęścia nie mieliśmy. Spokojna, płytka i czysta woda, która jest na rafie to idealne warunki dla początkujących, albo strachliwych (czyli takich jak ja 😉 ).
Sielankę na plaży urozmaicamy sobie spacerem do pensjonatu na lunch oraz do sklepu z pamiątkami, który znajduje się przy „głównej ulicy” wiodącej do przystani. Jest ich tutaj kilka, przez większą część dnia są zamknięte, otwierają się dokładnie wtedy, kiedy z pobliskich resortów przypływają motorówkami „wycieczki na lokalną wyspę”. To jedna z atrakcji, które można wykupić podczas pobytu w resorcie. Obecnie nie ma żadnej wycieczki, jesteśmy w sklepie sami. Jest tu mnóstwo pierdół, trudno powiedzieć ile z nich zostało wyprodukowanych w Chinach, a ile tu, na Malediwach. Wybieramy jeden magnes i jeden półmisek wykonany z drewna kokosowego. Więcej i tak nie zmieści się nam do plecaków, przed nami jeszcze ponad dwa tygodnie na Sri Lance.
Wokół wyspy
Po powrocie z plaży i chłodnym prysznicu mamy jeszcze trochę czasu do kolacji, więc idziemy na spacer wokół wyspy. Gdybyśmy spacerowali szybko zajęłoby to nam może z kwadrans.
Idziemy na drugą stronę wyspy, w stronę przystani. Zbliża się wieczór, jest trochę chłodniej. Na ulicach właśnie teraz można zobaczyć najwięcej ludzi. Kilku mężczyzn zmierza do znajdującego się w centrum wyspy meczetu, bo właśnie słychać nawoływania muezzina do wieczornej modlitwy. Ale nie wszyscy – z wesołym okrzykiem mijają nas swoim meleksem chłopaki z naszego pensjonatu. To jedyny meleks na wyspie, są z tego bardzo dumni. Kiedy przypłynęliśmy na Huraa kilka dni wcześniej, na przystani właśnie w tym meleksie czekał na nas Mexo – jeden z gospodarzy i od razu zabrał nas na przejażdżkę po wyspie.
Mijamy punkt medyczny i coś a’la dom kultury i dochodzimy do przystani. Ktoś wypakowuje jakieś worki z jednej z przycumowanych łodzi. Wzdłuż brzegu co chwilę przejeżdża jakiś skuter – najpopularniejszy środek transportu na tej małej wyspie. No może oprócz własnych nóg. Na Huraa nie ma asfaltowych dróg, nie ma takiej potrzeby. Jedyne samochody, jakie tutaj są to furgonetki firmy budowlanej Huraa Builders. Kobiety siedzą na murku pod drzewem i rozmawiają. Wokół i na pobliskim placu zabaw biegają dzieci. Tuż obok przystani jest też większy plac będący w zależności od potrzeb boiskiem lub widownią dla zadaszonej sceny znajdującej się tuż obok.
Mijamy jedyną na wyspie restaurację Sun Set i kierujemy się dalej, w stronę szkoły. Obok znajduje się niewielki skwerek z wysokimi drzewami, które o tej porze dnia pełne są… olbrzymich nietoperzy! Pomiędzy drzewami widać mały pomost – pomiędzy nim, a znajdującym się tuż obok resortem Kuda Huraa Four Seasons przez 24 godziny na dobę kursuje łódka przewożąca pracowników. Lokalną wyspę i resort dzieli jakieś 50 metrów laguny, bez problemu można przepłynąć ten dystans wpław, ale nie wolno tego robić. Do resortu wstęp mają tylko goście i pracownicy. W Four Seasons pracuje spora część mieszkańców Huraa.
Przemek robi zdjęcia zachodu słońca, spędzamy w tym miejscu dłuższą chwilę obserwując zmieniające się kolory nieba. Zagaduje nas Chińczyk w lekko podartym kapeluszu i jeansach, w których dziura zalepiona jest duck-tape’em, czyli szarą taśmą klejącą. Okazuje się, że mężczyzna ma na imię Rick i jest od 23 miesięcy non-stop w podróży po świecie. Jest strasznie sympatycznym gadułą, zwiedził już mnóstwo różnych miejsc. Odhacza na swojej liście nie tylko poszczególne kraje, ale także mniejsze jednostki administracyjne, takie jak województwa, np. odwiedził wszystkie stany w USA (oprócz Alaski), a także Australię i sporą część Europy. Pod koniec roku wybiera się między innymi do Polski, obiecał, że da nam znać. Okazuje się także, że następnego dnia rano płynie wraca z nami promem do Male.
Kolacja dla wymagających
Idziemy na kolację. Na zewnątrz chłopaki już rozstawili grilla i właśnie wrzucają do niego materiał na opał, czyli… skorupy kokosa.
Nasza rybka ląduje na grillu. To Red Snapper, po polsku nazywa się Lucjan Czerwony. Delikatna, cudowna w smaku. Do kolacji pijemy oczywiście świeżo wyciskane soki owocowe. Pycha!
Robi się zupełnie ciemno, na ścianie budynku świeci się lampa, więc wychodzą na nią gekony – dokładnie takie, jak ten znaleziony przeze mnie rano w łazience. Urządzają sobie tutaj polowanie na owady wabione światłem. Nastała noc, ale nasz dzień jeszcze się nie skończył! Idziemy sprawdzić, czy to prawda, że w nocy na plaży można zobaczyć więcej krabów niż w ciągu dnia. Zabieramy czołówki i aparaty i ruszamy. Po drodze przechodzimy przez palmowy las pełen krabów, o którym opowiadałam wcześniej – w nocy jest jeszcze bardziej niepokojący. Wchodzimy na plażę i rzeczywiście – cała aż się rusza! Krabików różnych rodzajów i rozmiarów jest całe mnóstwo! W dodatku zachowują się inaczej niż w dzień – w dziennym świetle przestraszony krab zatrzymuje się i wślizguje się do swojej skorupki – jeśli w porę go nie zauważycie nie macie szans poznać, że nie jest to pusta skorupka. Natomiast nocą kraby się nie chowają, nawet za bardzo nie przeszkadza im światło z naszych latarek. Spędzamy tam dobre pół godziny obserwując, jak zgraja krabów bije się o kawałek marchewki! Takie zakończenie dnia to ja rozumiem!
Malediwy z perspektywy lokalnej wyspy bardzo nam się podobały. Zaczęliśmy tutaj swój 3-tygodniowy urlop, na Huraa spędziliśmy pierwsze 6 dni, potem polecieliśmy na Sri Lankę.
Koniecznie dajcie znać, czy ta mała wycieczka na Huraa się Wam podobała! Komentarze, lajki i udostępnienia naprawdę sprawiają, że łatwiej zmobilizować się do dalszego (i częstszego) pisania 🙂
Mogą Was także zainteresować:
- Jak pojechać na Malediwy na własną rękę, czyli poradnik dla żółtodziobów
- Relacja inwAzja Malediwy & Sri Lanka LIVE, czyli post, który pisaliśmy na żywo podczas 3 tygodni wyjazdu
- Male – najmniejsza stolica świata – w tym poście są także nasze Snapy z Malediwów!
Malediwy chodzą mi po głowie od czasu gdy pojawiły się promocyjne loty – muszę jakiś upolować. Mam pytanko o śniadania: były w cenie czy to dodatkowy koszt?
Czy na tej wyspie są inne miejsce do snorkelowania lub nurkowania?
Tak, trafiliśmy bilety w lepszej cenie na Malediwy niż na Sri Lankę w tym samym czasie 🙂 W tym guesthouse’ie, w którym się zatrzymaliśmy śniadania były w cenie, o pozostałe posiłki trzeba zadbać we własnym zakresie – ale chyba w każdym pensjonacie da się zjeść za mniej więcej 8-10 USD (nie najtaniej, ale bez przesady). Ta rafa przybrzeżna jest najbardziej dostępna (i za darmo), ale każdy pensjonat zorganizuje Ci wycieczkę na snorklowanie poza wyspę, nurkować na Malediwach też podobno warto. Ale w tej kwestii się nie wypowiemy, bo nie mamy doświadczeń 🙁 Wiesz, my byliśmy tam krótko, a każda wyspa jest inna, każdy rejon Malediwów jest trochę inny. Wydaje mi się, że to taki kraj, do którego można wracać na różne wyspy i zbierać trochę inne doświadczenia 🙂
Piękna relacja 🙂 Zastanawiam się nad spędzeniem na Huraa kilku dni, czy mogła bym poprosić o jakieś dodatkowe informacje o tym bezpośrednim promie? Na stornie http://www.atolltransfer.com/ widzę tylko prom Male- Dhiffushi, który zatrzymuje się na wszystkich wsypach. Z góry dziękuję za pomoc 🙂
Dzięki Michalina! 🙂 o promy najlepiej pytać bezpośrednio w pensjonacie, w którym zamierzacie się zatrzymać – oni tam na pewno będą mieć najbardziej aktualne informacje, bo w internecie niestety wszystkiego o promach znaleźć nie można. Ten bezpośredni prom wypływa z Huraa do Male chyba koło 8 rano, wraca po południu, jakoś koło 14:30-15, ale nie chciałabym Cię zmylić, więc dopytaj. One z resztą odpływają z różnych przystani w Male, warto wiedzieć, który z którego miejsca płynie 🙂
A podpowiedzcie jak przygotować się ze szczepieniami na taka podróż ?
Hej Kami! Wiesz co, my robiliśmy wyjazd Sri Lanka + Malediwy i przed tą podróżą odnowiliśmy szczepionki, które robiliśmy dawno w szkole. O ile dobrze pamiętam to było WZW A, krztusiec, dur brzuszny, tężec, błonnica. Nie ma żadnych obowiązkowych szczepień w tych rejonach, te wymienione wyżej warto mieć także w Polsce 🙂
Ostatnie zdjęcie z tego wpisu sprawiło, że właśnie padła ostateczna decyzja dokąd się wybierzemy na listopadowy urlop! 🙂 A jak wygląda sprawa street foodu na Huraa? Funkcjonuje coś takiego?
Cieszymy się, że przyczyniamy się do podejmowania decyzji 😉 nie, na Huraa nie istnieje coś takiego jak street food, to mała wyspa. Nie wiem, czy jest na jakiejkolwiek lokalnej wyspie na Malediwach 🙁 może na Maafushi? Ale tam to może pod turystów :/ my stołowaliśmy się w pensjonacie, albo w jedynej na wyspie restauracji 🙂
Jak my byliśmy w 2017 roku to restauracje były już 3. To wszystko wygląda jak street good ?
Wspaniała relacja, mnóstwo praktycznych porad, niewątpliwie skorzystamy z nich z przyjaciółkami podczas naszego jedynie dwudniowego pobytu na Malediwach w lutym 2017r. Jedziemy na Sri Lankę, po drodze zatrzymujemy się na dwa pełne dni w tym prawdziwym raju. Mamy zarezerwowane noclegi w Male i chciałybyśmy właśnie ze stolicy wybrać się na 2 całodzienne wycieczki na lokalne wyspy.
Dziękujemy bardzo, cieszymy się, że nasz post się przyda 🙂 Przed wyjazdem sprawdźcie możliwości wycieczek na lokalne wyspy, bo np. publiczne promy jeśli pływają codziennie (na niektóre wyspy rejsy są tylko kilka razy w tygodniu) to często wypływają z lokalnej wyspy rano i wracają na nią po południu/wieczorem umożliwiając mieszkańcom załatwienie różnych spraw w Male i powrót do domu tego samego dnia (a to dokładnie odwrotnie niż Wy byście chciały). Male nie jest najciekawszym miastem na świecie (ale nadal warto je zobaczyć!), więc jeśli macie taką możliwość (głównie czasową) to polecam poszukania noclegu na jakiejś bliskiej lokalnej wyspie. Bawcie się dobrze! 🙂
O matkoboskokochano! Przeczytałam już kilka postów o Malediwach i Waszym pobycie na Huraa i teraz trudno mi usiedzieć w miejscu – najchętniej kupiłabym bilety choćby dziś. Malediwy są dla mnie synonimem najbardziej luksusowych/egzotycznych wakacji ever (ach te hiperwysokie ceny w biurach podróży) i sądziłam, że dotrę tam dopiero za kilkadziesiąt lat za pieniądze odkładane na emeryturę (czy coś), a tu dzięki Wam odkryłam, że Malediwy są na wyciągnięcie ręki i cenowo nie różnią się wiele od Kanarów. To najwspanialsza wiadomość tego miesiąca, dzięki wielkie za ten i inne wpisy i w ogóle za dzielenie się opisami Waszych podróży – to są super praktyczne informacje. Hough!
Dzięki Zosia 😀 nasz też zaskoczyło, że na Malediwy da się pojechać nie wydając oszczędności całego życia 😉 wymyśliliśmy sobie Sri Lankę, a jak zobaczyłam, że Malediwy są w zasadzie tuż obok to zaczęłam kombinować, jak się tam dostać. No i okazało się, że zdecydowanie da się to zrobić za rozsądne pieniądze. No to kupuj bilety i w drogę! 😉 styczeń – marzec to najlepszy moment na wyjazd w tamte rejony 🙂 Pozdrawiam!
A proszę powiedzcie jak z bezpieczenstwem na Malediwach? jak sadzicie, jakie sa Wasze wrazenia – głównie jesli chodzi o wyjazd w pojedynkę…
My czuliśmy się bardzo bezpiecznie, szczególnie na lokalnej wyspie. W Male z resztą też – przed wejściem do meczetu musieliśmy zostawić nasze bagaże i zgodził się ich popilnować jeden z ochroniarzy i nie było żadnego problemu. Nie przydarzyła nam się żadna dziwna, czy podejrzana sytuacja, no ale byliśmy we dwójkę, więc trudno mi powiedzieć jakby to było w pojedynkę, szczególnie kobiecie. Na pewno warto pamiętać, że to kraj muzułmański, więc lepiej bardziej się zakrywać niż odkrywać i powinno być OK moim zdaniem 🙂
Dziekuje ☺
My byliśmy na Huraa we dwoje ale podczas naszego pobytu były dwie dziewczyny które były tam same (jedna Dunka, a druga niestety nie wiem jakiej narodowości). Na nic się nie skarżyły. My bardzo dobrze się tam czuliśmy. GeberaGene wszyscy się tam znają.
Dziękuje bardzo, w lutym wybieramy się całą rodzinką na Huraa super relalacja, mam nadzieje że będzie super.
Cześć Adam! Dzięki, bawcie się dobrze! 🙂
Czytaliśmy Waszego bloga przed wyjazdem – nie zawiedliśmy się na Huraa! Tak na prawdę to nas nakierowaliscie ba tą wyspe. Było super ? gdyby ktoś szukał jeszcze dodatkowych informacji o tej wyspie to zapraszamy: https://naszepodrozowanie.wordpress.com
Google wyszukują plaże bikini beach na terenie jakiegoś hoteliku ? To możliwe jesteście wstanie przybliżyć lokalizacje ?
Nie, to była ogólnodostępna plaża bikini. Na google maps teraz nie mogę jej zlokalizować, bo widok z satelity jakoś dziwnie wygląda – jakby był mega odpływ ? może wyspę poszerzają? ? Proponuję zapytać mailowo w jakimś lokalnym pensjonacie do którego się wybierasz ?
Czy bikini beach jest płatna?? Każdy turysta moze tam wejść?
Podczas naszego pobytu była bezpłatna i nie sądzę, żeby to się zmieniło. Nie słyszałam, żeby na jakiejkolwiek wyspie była płatna.