Przełom lutego i marca 2022 spędziliśmy na Florydzie. Nie był to nasz pierwszy raz na Florydzie, ale pierwszy z dzieckiem. Trasa nie jest bardzo typowa, jest kilka bardzo popularnych miejsc, ale też kilka mniej oczywistych. Zapraszam na relację dzień po dniu z zimowych wakacji w Sunshine State.

Zaczęło się dość niefortunnie. Dzień przed początkiem podróży wybuchła wojna na Ukrainie. Zupełnie nie wiedzieliśmy, co się może wydarzyć dalej, ani co robić. Planów nie odwołaliśmy, ale początkowo trudno było się z czegokolwiek cieszyć. Z tego samego powodu nie robiliśmy żadnej relacji w social mediach. To po prostu… nie pasowało. Pomimo to, teraz, po 2 miesiącach chcę się z Wami podzielić planem tej dwu-tygodniowej podróży, bo uważam, że wyszło naprawdę fajnie i spędziliśmy super czas. Trasę oraz wszystkie atrakcje możecie zobaczyć na poniższej mapce.

Na początek kilka uwag.

  1. Tempo było dość spokojne. Zatrzymywaliśmy się na noclegi najczęściej na dwie, albo trzy noce w jednym miejscu.
  2. Na kilka dni dołączyła do nas ciocia Elżbieta, która przyleciała do nas z New Hampshire. Widzimy się z nią niemal za każdym razem, jak jesteśmy na wschodnim wybrzeżu. Uwielbiam te rodzinne spotkania <3
  3. Tym razem odpuściliśmy Key West. Byliśmy tam już, a jazda w tę i z powrotem to z Miami ponad 500 kilometrów.

Dzień 0, przylot

Wybraliśmy loty bezpośrednie LOTem z Warszawy do Miami, dzięki czemu po 11h lotu jesteśmy już na Florydzie. Niestety po wylądowaniu czekamy jeszcze 1,5h w kolejce do kontroli wizowej, jesteśmy w szoku, ale Ryś znosi to znakomicie i w ogóle nie marudzi (choć nie obywa się bez opuszczania kolejki w celu wizyty w toalecie 😉 ). Sprawnie odbieramy auto, montujemy nasz fotelik i po około 30 minutach meldujemy się w naszym hotelu w North Miami Beach.

Hotelik to Blue House Miami, to w zasadzie prywatny dom przekształcony na kilka pokoi do wynajmu. My zajmujemy “penthouse”: całe drugie piętro wraz z dużym balkonem. Jest lodówka, mikrofalówka, ekspres do kawy, w łazience nie ma prysznica tylko wielka wanna z jacuzzi (niedziałającym) bez możliwości zawieszenia słuchawki prysznicowej niestety. Super lokalizacja na jednej z wysepek, spokojna okolica, blisko to North Miami Beach.

Dzień 1, North Beach

Rysio serwuje nam pobudkę o 5:30, wstajemy przed 6:00. Jedziemy na śniadanie do Jimmy’s Eastside Diner, to typowy diner, za którym tęskniliśmy, więc jesteśmy tam na śniadaniu 3 dni z rzędu 😉 potem jedziemy załatwić kartę do internetu w telefonie i ogarnąć się na chwilę do domu i ruszamy na plażę North Beach. Parkujemy na (jak się potem okazało) najtańszym parkingu w okolicy (ok 1USD/godzinę), na plaży wynajmujemy sam parasol (15USD) i rozkładamy się w cieniu. Zaliczamy pierwsze kąpiele i moczenie w ciepłym oceanie.

Załatwiamy kartę do telefonu, żeby mieć internet oraz robimy zakupy, a wieczorem jedziemy na spacer promenadą w North Beach, który wychodzi nam bardzo fajnie, bo promenada jest oświetlona. Tip: trzeba szukać parkingu płatnego za godzinę, bo niektóre mają flatfee rzędu 20USD.

Dzień 2, Wynwood Walls, Frost Science Museum

Rano jedziemy do Wynwood – dzielnicy Miami znanej z murali. Najpierw stawiamy samochód na wyjątkowym parkingu Museum Garage (płatnym na godziny, wyszło nam 3USD), tylko po to żeby zobaczyć sam parking – jest całkiem niezłym dziełem sztuki. Potem przeskakujemy na docelowy parking (flat rate $20), stamtąd idziemy do Wynwood Walls – galerii murali.

Na miejscu okazuje się, że wejście jest biletowane i płatne, wcale niemało, a miało być za darmo. Rozczarowanie. W środku sporo ludzi, to taka otoczona płotem galeria uliczna. Dodatkowo słońce praży, bo jest prawie południe – nie robi to najlepszego nastroju na zwiedzanie. Murale spoko, ale nie powalają. To przecież sztuka uliczna, po co ją zamykać i biletować?

Na lunch idziemy do meksykańskiej knajpki w pobliżu: Coyo Taco na tacos i quesadille – jest pycha, chociaż chwilę trzeba czekać na stolik.

Potem jedziemy do Frost Science Museum – to strzał w dziesiątkę. Jest tam mnóstwo wystaw o zwierzętach – Rysiek wychodzi z wózka i zaczyna biegać, ciągając nas to tu to tam. Największe wrażenie → sala na poziomie 2, gdzie przez wielką szybę na suficie można oglądać od spodu basen z rekinami. Wejście dla nas 60USD + parking 15USD. Parking niestety zamykają razem z muzeum, więc nie można się przejść po okolicy po zamknięciu muzeum.

Dzień 3, Fort Lauderdale

To dla nas spokojny dzień transferowy. Opuszczamy Miami i jedziemy na północ w stronę Orlando. Po drodze zatrzymujemy się na plażowanie w Fort Lauderdale i jemy tam lunch w znanej nam już sieciówce Bubba Gump Shrimp Company.

W Orlando zatrzymujemy się w Hampton Inn & Suites Orlando-East UCF, dają tam całkiem przyjemne śniadania, jak na kontynentalne śniadanie w amerykańskim hotelu. Wieczorem Przemek odbiera z lotniska ciocię Elżbietę, która dołączy do nas na kilka kolejnych dni.

Dzień 4, Kennedy Space Center

Dzisiaj jeden z ważniejszych dni tego wyjazdu: jedziemy oglądać na żywo start rakiety! Po śniadaniu ruszamy do Kennedy Space Center, już wcześniej tam byliśmy, ja nawet dwa razy, ale nigdy nie udało nam się dotrzeć do pawilonu z rakietą Saturn V, taką jaka wyniosła ludzi na księżyc. Do trzech razy sztuka!

Zaczynamy od galerii rakiet, ale potem idziemy wprost do pawilonu z promem kosmicznym Atlantis. Ponownie robi na nas wrażenie. Ryś jest zachwycony promem kosmicznym!

Potem idziemy do autobusu, który zawiezie nas do pawilonu z rakietą Saturn V. Mamy wykupioną wejściówkę na trybuny, które znajdują się obok. Stamtąd będziemy oglądać start rakiety o 16:38.

Okazuje się, że do autobusu kolejka jest OLBRZYMIA (można by rzec kosmiczna, hehe), aż do wejścia do samego kompleksu! Porusza się dość sprawnie, ale i tak stoimy w niej chyba z godzinę.

Kolejka do autobusu do pawilonu Saturn V

Docieramy do pawilonu z Saturn V, oglądamy rakietę (wow, wow!), jemy lunch i idziemy na trybuny. Są już prawie pełne, ale Przemek wyhacza super miejsce, dość wysoko i w takim miejscu, w którym widoku nie zasłaniają krzaki. Na trybunach jest fajna atmosfera, są telebimy i komentarz z mikrofonu. Start wygląda wspaniale! Ale rakieta startuje kilka sekund wcześniej niż zegar na telebimie! Fajne wrażenie robi to, że dźwięk ze startu dochodzi do nas kilka sekund po tym, jak zobaczyliśmy jak rakieta wzbija się w powietrze. Trybuny były położone ok. 9 km od miejsca startu (bliżej oglądać się nie dało).

Super dzień! Zdecydowanie polecamy takie planowanie wyjazdu, żeby trafić na start jakiejś rakiety.

Dzień 5, Weeki Watchee Springs SP, St. Petersburg

Dzisiaj opuszczamy Orlando, ruszamy w stronę St. Petersburg. Ale po drodze jedziemy najpierw do Weeki Watchee Springs State Park (czyt. łiki-łaczi). Znajduje się tam podwodny teatr, w którym występują syreny! No musieliśmy to zobaczyć.

Park znajduje się nad pięknymi źródłami i są tam jedne z najgłębszych jaskiń podwodnych na terenie USA. Można wypożyczyć kajaki (akurat jak my byliśmy to się nie dało), zrobić River Cruise (ale trzeba być od samego rana, bo miejsca kończą się błyskawicznie), jest park wodny (zamknięty na wiosenną renowację), kilka programów rangerów no i podwodne występy syren. Mówi się, że to jedna z typowych, starych, przydrożnych (i kiczowatych) atrakcji. Syreny występują tam od 60 lat!

Zaczynamy od ranger talk, podczas którego dwójka strażników opowiada o zwierzętach, jakie można spotkać na terenie parku. Oglądamy i słuchamy o żółwiach, aligatorach, sowach i innych. Jest ciekawie, a dowcipy nawet nie są takie suche, jak mogłoby się wydawać 😉

Potem idziemy na show z syrenami. Robi na nas mega wrażenie! To adaptacja powieści Hansa Ch. Andersena “Mała syrenka”. Jest fajna muzyka, podwodne tańce, pięknie widać podwodne skały Weeki Watchee. Jest wspaniale, ale to przedstawienie momentami jest bardzo straszne i małe dzieci (dorośli w sumie też) mogą się bardzo wystraszyć. Zdjęcia niestety nie oddają tego, jak to niesamowicie wygląda w rzeczywistości.

W St. Petersburg wynajmujemy na airbnb bardzo sympatyczny, pomarańczowy domek, z dwiema sypialniami, salonem i jadalnią. Na miejscu są do dyspozycji dwa rowery, a także parasol i krzesła na plażę, pralka i suszarka. Spacerem stamtąd mamy 15 minut do Central Avenue, gdzie znajduje się dużo restauracji i sklepów. Okolica jest bardzo spokojna i przyjemna (to Historic Kenwood), bardzo fajne miejsce, polecamy!

Idziemy spacerem na Central Avenue i jemy w URBAN Brew and BBQ, jedzenie jest niezłe, choć bez szału, część dodatków jest tak przesolona, że nie można ich zjeść, ja zjadam vege burgera z beyond meat (bardzo spoko), jest kraftowe piwo, Przemek jest zadowolony. Jest na tyle ciepło, że siedzimy na zewnątrz. Doskonale.

Dzień 6, Dali Museum, Weedon Island Preserve

Jemy śniadanie w nowej dla nas sieciówce: First Watch i zakochujemy się od razu. Jest pyszne jedzenie, oprócz tradycyjnego amerykańskiego, kilka zdrowszych alternatyw, spoko kawa, doskonale zrobiony bekon. Później wracamy tam wielokrotnie. Na 10:30 mamy wykupione bilety do Dali Museum.

Na miejscu oglądamy wystawę prac Salvadora Dali, kilka z nich nas zaskakuje (z najlepszą przywozimy sobie magnes na lodówkę). Sztuka dość trudna dla trzylatka, ale mimo to, udaje się Rysia zainteresować niektórymi obrazami i wspólnie szukamy co na nich jest i co on na nich widzi.

Sam budynek muzeum jest ciekawy i warto go obejrzeć choćby z zewnątrz.

Popołudnie spędzamy w Weedon Island Preserve. Idziemy tam do Cultural and Natural History Center, w którym są ciekawe i interaktywne wystawy dotyczące okolicznej flory i fauny. Potem udajemy się na dwa krótkie spacery po szlakach (boardwalkach): Tower Boardwalk (do wieży widokowej) oraz Bay Boardwalk. Obserwujemy kajakarzy i ryby wyskakujące z wody. Po drodze spotykamy żółwia w dziurze w ziemi oraz pancerniki (!!!) i masę jaszczurek.

Kolację znowu jemy na Central Avenue, tym razem w meksykańskiej Casita Taqueria, bardzo smaczne jedzenie, choć była dość spora kolejka.

Dzień 7, Manatee Viewing Center, plażowanie w Pass-de-Grille

Pierwszy punkt dnia znajduje się po drugiej stronie Tampa Bay i jest to Manatee Viewing Center, czyli punkt obserwacyjny manat. Został stworzony obok elektrociepłowni, która napędzana jest węglem, a woda z zatoki służy do jej chłodzenia. Ogrzana woda jest z powrotem wypuszczana do zatoki i w okresie od listopada do połowy kwietnia można spotkać tutaj manaty, dla których w tym czasie temperatura wody jest tu idealna. Podczas naszego pobytu jest doskonała, bardzo ciepła pogoda i jak się okazuje zbyt ciepła dla manat, bo mamy okazję zobaczyć tylko 2-3 sztuki. A tydzień wcześniej podobno było ich tu ok. 70!

Na miejscu jest dużo informacji z megafonów, interaktywna sala informacyjna (fajna dla dzieci), można obejrzeć szkielet i kości manatów, a także dowiedzieć się wiele ciekawostek na ich temat. Na miejscu jest także płytki basen z płaszczkami, które można dotykać (dwoma palcami, delikatnie, tylko od góry), ciekawe doświadczenie. Wstęp i parking są darmowe.

Po zmanatowaniu ruszamy odpoczywać na plażę, wybieramy polecaną w naszym airbnb Pass-a-Grille Beach w St. Pete. Bardzo fajna, choć dość wąska plaża, z mnóstwem miejsc do parkowania wzdłuż (i w związku z tym także dość zatłoczona, ale bez przesady). Po rozłożeniu i zamocowaniu parasola (wieje niemiłosiernie, więc to nie takie proste) i rozłożeniu krzeseł plażowych postanawiamy coś zjeść. Jedna z mew także ma takie postanowienie i prawie wyrywa mi z ręki kanapkę! Jeść należy w ukryciu ?

Dzień 8, Florida Aquarium w Tampie

Rano Przemek odwozi Elżbietę na lotnisko, resztę wyjazdu spędzimy już tylko we trójkę.

Dzień zaczynamy od śniadania w First Watch, potem ruszamy do The Florida Aquarium w Tampie. Na miejscu macamy meduzy i rozgwiazdy. W głównej części, która jest takim półotwartym terenem imitującym środowisko Everglades (i nie tylko) podziwiamy ryby, ptaki, aligatory, wydry, żółwie, a także lemurki. W akwarium właściwym za olbrzymią szybą gapimy się na rekiny, płaszczki, żółwie i wiele innym morskich zwierząt.

Następne kilka nocy spędzimy w hotelu Casey Key Resorts w Osprey. To całkiem fajny hotel z bardzo przyjemnym basenem z podgrzewaną wodą. Po wieczornej kąpieli, jemy kolację w restauracji hotelowej z muzyką na żywo. Siedzimy na zewnątrz, z widokiem na basen, bardzo miły wieczór.

Dzień 9, odpoczynek, basen + zachód słońca na Siesta Key

Ten dzień przeznaczamy na relaks. Siedzimy nad basenem, jedziemy na zakupy, a zachód słońca spędzamy na plaży na Siesta Beach w Sarasocie. Wspomnienia wracają! Byliśmy tutaj 9 lat temu podczas naszego pierwszego roadtripu po Stanach. To jedna z najpiękniejszych plaż, jakie widzieliśmy. Piasek jest tutaj wyjątkowy: bielutki i ma konsystencję mąki, ponadto nie nagrzewa się, bo składa się z kwarcu.

Dzień 10, Sarasota Rum Distillery, Siesta Key

Po porannej kąpieli w basenie ruszamy na wycieczkę po lokalnej destylarni rumu: Siesta Key Rum Distillery. Wycieczka jest dość stacjonarna, ale bardzo przyjemna do słuchania. Degustujemy pyszne rumy i oczywiście kupujemy dwie butelki do domu. I magnesik zrobiony z beczki po rumie.

Popołudnie spędzamy na Siesta Key. Lunch jemy na Siesta Key w Star Thai & Sushi. Potem plażujemy (tej plaży nie można odpuścić), a na koniec idziemy na lody do Made in Rome Organic Gelato. Bardzo dobre!

Dzień 11, Edison & Ford Winter Estates w Ford Myers, Sanibel Island

Czas jechać dalej – kierujemy się do Fort Myers. A konkretniej do Edison & Ford Winter Estates. To zimowe rezydencje Thomasa Edisona i Henriego Forda na Florydzie. Pierwszy był tu Edison, zapraszał do siebie wielu gości, w tym Forda. Temu tak się spodobało, że kupił posiadłość obok. Edison na terenie swojej rezydencji miał basen oraz pomost, jego żona założyła piękne ogrody. Ford w garażu trzymał… Fordy 😉 Teraz można zobaczyć kilka z nich. Uruchamiane są regularnie, ale ich obsługa jest tak skomplikowana, że wymaga dodatkowego szkolenia. Ciekawostką jest to, że Edison spędzał tu tylko 2-3 tygodnie w roku, najczęściej w lutym podczas swoich urodzin. Przez resztę czasu posiadłością zajmowali się zatrudniani przez niego zarządcy.

O obu panach można dużo się dowiedzieć w ciekawym, klimatyzowanym muzeum. Jest bardzo gorąco, w sklepiku kupujemy lody i zjadamy je na tarasie. Odbywamy tam dłuższą pogawędkę z napotkanymi Amerykanami. W większości przypadków podczas rozmowy, kiedy ludzie dowiadują się skąd jesteśmy temat od razu schodzi na wojnę na Ukrainie.

Stamtąd ruszamy na Sanibel Island. W marinie jemy lunch w restauracji Gramma Dot’s. Przemek je lobster rolla. Jemy tam też nasze pierwsze i ostatnie (podczas tego wyjazdu) Key Lime Pie, czyli limonkową tartę z Florydy, pychotka. Zmieniamy parking i idziemy na spacer na pomost i do latarni morskiej.

Potem jedziemy na Bowman’s Beach, to dość daleko, na drugim końcu wyspy.

Na miejscu jesteśmy w zasadzie tuż przed zachodem słońca. Od parkingu do plaży trzeba jeszcze przejść spory kawałek lasem i przekroczyć most. Plaża jest bardzo ładna, dzika, wokół nie ma żadnej infrastruktury, żadnych hoteli, zbieramy tam dużo muszelek. Spacerujemy i do samochodu wracamy już po ciemku. Musimy świecić latarkami, żeby spłukać piasek z nóg pod plażowym prysznicem.

Nocujemy w Fort Myers, w sieciówce Americas Best Value Inn. Hotel OK, nic specjalnego, ale check-in odbywa się elektronicznie poprzez znajdującą się w recepcji maszynę wielkości bankomatu, na ekranie której widać konsultanta. Maszyna skanuje paszport, wydaje karty do pokoi i drukuje fakturę. Kosmos 😀

Dzień 12, boat tour w Everglades

Rano check-out z hotelu w maszynie, zabieramy śniadanie na wynos (słodkie bułki, batonik, soczek i jogurt) i jedziemy na normalne śniadanie do First Watch. Potem ruszamy do Parku Narodowego Everglades, dzisiaj w planie rejs łodzią! Docieramy do Gulf Coast Visitor Center w Everglades City. Kupujemy bilet wstępu do PN i idziemy zjeść lunch na stolikach koło portu. Dzisiaj bardzo wieje, ale dzięki temu nie jest tak bardzo gorąco.

Rejs łodzią to jest złoto. Jeszcze przed odpłynięciem leci nad nami orzeł bielik. Potem obserwujemy rybołowy i manaty, bawią się z nami delfiny. Jak łódź przyspiesza delfiny płyną tuż obok niej i wyskakują z wody. Komentarz dwóch prowadzących wycieczkę jest bardzo ciekawy i dużo się dowiadujemy. Wycieczka jest dla wszystkich, w każdym wieku. Rysio bawił się znakomicie wyglądając z łódki, choć momentami już za bardzo mu wiało.

Potem jedziemy do Oasis Visitor Center w Big Cypress National Preserve. Tuż obok znajduje się drewniana kładka (boardwalk), z której można oglądać wylegujące się poniżej aligatory, ptaki i setki ryb. Widzimy nawet żółwia. I jak aligator łapie rybę.

Na nic więcej już dzisiaj nie starczy nam czasu, więc ruszamy do Homestead, gdzie mamy nocleg na ostatnie dwie noce.

Dzień 12, Everglades NP

Ruszamy na główną trasę do Everglades, w stronę Flamingo Visitor Center. Po drodze zatrzymujemy się przy wielu punktach, gdzie są krótkie szlaki widokowe. Najbardziej podoba nam się Anhinga Trail i Gumbo Limbo Trail. Pa-Hay-Okee lookout tower też jest ok, jest blisko parkingu. W drodze powrotnej zaliczamy też Mahogany Hammock Trail i jest bardzo fajny, szczególnie dlatego, że jest zacieniony. Pinelands Trail, przynajmniej na początku marca, to nic ciekawego.

W samym Flamingo Visitor Center można w zatoce poobserwować manaty, ale poza tym nie ma tam za bardzo nic ciekawego. Liczyliśmy na spotkanie z krokodylami, które podobno tu bywają, ale niestety żadnego nie było. Warto wiedzieć, że na Florydzie obserwuje się w większości przypadków aligatory, krokodyle bardzo rzadko. Obserwujemy za to rybołowa pałaszujacego rybę na jednej z gałęzi. Jemy lunch na trawce pod drzewem z widokiem na zatokę. Wracając drogę przekracza nam żółw 🙂

„Ryśku, chodź, zrobimy sobie wszyscy razem zdjęcie!” „NIE!”

Ale jednak się udało 🙂

Dzień 13, Bill Baggs Cape Florida SP, powrót do domu

Pakujemy walizki na powrót do domu, wymeldowujemy się i jedziemy do Bill Baggs Cape Florida State Park. Wjazd kosztuje 8 USD i to bardzo dobrze wydane pieniądze. Idziemy na spacer wokół pięknej latarni, potem wypożyczamy quad bike, czyli taki śmieszny zadaszony rowerek na czterech kołach. Rysio siada w koszu z przodu, a my pedałujemy. Wypożyczamy go na godzinę za 20 USD i to wystarcza, żeby objechać nim park. Po drodze obserwujemy olbrzymie jaszczurki. Zjadamy lunch w restauracji koło latarni, a potem idziemy na chwilę na plażę pożegnać się z Florydą.

To doskonałe miejsce na zakończenie naszych wakacji.


To nie był nasz pierwszy pobyt na Florydzie, ale jeśli jedziecie pierwszy raz, warto rozważyć w swoim planie ponadto:

  • Wycieczkę na Key West – trasa samochodem jest dość długa, ale pomiędzy kolejnymi wyspami (Florida Keys) jedzie się malowniczymi mostami „po oceanie”, robi to super wrażenie.
  • Wizytę w parku rozrywki w Orlando: np. Disney World albo Universal Resort.
  • Jeden dzień więcej w Miami, a konkretniej w Miami South Beach i obejrzenie tamtejszej architektury art deco.

Mam też na liście wiele atrakcji, które w tym wyjeździe się nie zmieściły. Najciekawsze z nich to:

  • Wizyta w Parku Narodowym Biscayne, który jest bardzo blisko Miami. To park znajdujący się w zasadzie na oceanie, więc jedne z większych atrakcji to nurkowanie i snorklowanie. Jeśli nie chcecie się moczyć to są też fajnie zapowiadające się wycieczki stateczkami, które zatrzymują się na wybranych wyspach.
  • Wycieczka do Parku Narodowego Dry Tortugas. To już wymaga większego planowania i noclegu na Key West: całodzienne wycieczki ruszają z samego rana, a łodzią płynie się w jedną stronę 2,5h. Niemniej jednak żałuję, że jeszcze nie zrealizowaliśmy tego punktu. Następnym razem 🙂

Jeśli interesują Was nasze inne trasy po USA to zapraszam tu:

A wszystkie nasze teksty z USA znajdziecie tutaj.

Pozdrawiam!