Strzyżyk myszaty Samiczka rudodrozda*, dymy z kominów tartaku, iskry wydobywające się spod maszyny ostrzącej tarczę piły. Morderstwo, sowy, które nie są tym, czym się wydają, karły mówiące wspak i zjawiska paranormalne. To wizja Twin Peaks, którą na początku lat 90-tych zafundowali nam David Lynch i Mark Frost. To miasteczko jednak nie zostało zbudowane w filmowym studiu. Tłem historii Laury Palmer zostało North Bend położone kilkadziesiąt kilometrów od Seattle. Będąc ogromnymi fanami serialu, postanowiliśmy sami odkryć jego tajemnice.
W czerwcu 2017 wróciliśmy do Twin Peaks i ponownie odwiedziliśmy North Bend! Część relacji z tego wyjazdu możecie znaleźć na naszym Facebooku, zapraszamy!
“Jeszcze chwila, jeszcze moment” myślałem, gdy zjeżdżaliśmy z autostrady przy zjeździe na North Bend. Pierwszym przystankiem w naszym planie było tamtejsze Visitor Center, które znajduje się przy samym wjeździe do miasta. Cały research, który zrobiliśmy przed wyjazdem wskazywał to miejsce jako pierwsze do odwiedzenia – kopalnia informacji o kultowym Twin Peaks, mapy charakterystycznych serialowych punktów. Tymczasem…
Pierwsza skucha
“Hmmm, powinnam mieć gdzieś tu jeszcze mapę, o ile dobrze pamiętam..” – słowa kobiety pracującej w punkcie informacji nie nastrajają pozytywnie – “a nie, jednak skończyły się, i to jakiś czas temu. Chyba powinnam zamówić kolejną partię.” – uśmiecha się, a my głośno przełykamy ślinę starając się nie dopuścić do wymsknięcia się standardowego w takiej sytuacji pytania “WTF?”. W trakcie wizyty dowiadujemy się również, że śladami agenta Coopera wybierają się głównie obcokrajowcy. W sumie, dla Amerykanów taka wycieczka byłaby pewnie równie emocjonująca, jak dla Polaka trasa śladami Ojca Mateusza, albo poszukiwanie miejsc, w których kręcono „Klan”. W tym momencie to jednak nieważne – skoro Visitor Center nie powie nam gdzie szukać słynnych kadrów Lyncha, to powiedzą nam to nasze notatki, które już parę tygodni wcześniej zapisaliśmy na tę ewentualność. Lista koordynatów GPS oraz zrzuty ekranu charakterystycznych miejsc – detektywistyczna robota godna porucznika Borewicza, c’nie?
Przez żołądek do serca
Pierwsze kroki kierujemy do.. knajpki. Twede’s Cafe, bo tak nazywa się ten przybytek, dziwnym trafem (mhm, akurat) grał jedno z częściej filmowanych serialowych wnętrz.
Pamiętacie tę scenę, gdy agent Cooper rozmawia z szeryfem Harrym. “Harry, pozwól, że dam Ci radę. Raz dziennie, każego dnia, zrób sobie prezent. Nie planuj go, nie czekaj, po prostu pozwól, żeby się to stało. Niech to będzie nowa koszula, drzemka na kanapie albo filiżanka wspaniałej, mocnej, czarnej kawy.” Stali wtedy w RR Diner, czyli restauracji w Twin Peaks, gdzie urocze kelnerki Norma i Shelly podawały czarną kawę oraz wiśniowy placek.
Te dwa kulinarne elementy są nierozerwalnie złączone z Twin Peaks, nie mogliśmy sobie ich więc odmówić w Twede’s. Wnętrze kafejki oczywiście się zmieniło, inaczej ustawione są stoły, lada przeszła delikatny lifting. W tylnej części natomiast znajduje się ściana w całości pokryta zdjęciami, cytatami oraz innymi pamiątkami związanymi z Twin Peaks. “Co dla was?” – głos kelnerki przerywa mi rozglądanie się po ścianach i suficie. Zamawiamy clam chowder oraz oczywiście placek z wiśniami, oraz “cholernie dobrą kawę” (cytując agenta Coopera).
Clam chowder – przewyborny, ciasto z wiśniami.. niestety mocno średnie. Wiśnie w kisielu – to najbardziej trafne porównanie. Kawa, jak to amerykańska kawa – przyzwyczailiśmy się do tej przelewajki po 3 tygodniach podróży. Wracając jeszcze na chwilę do ciasta – poszperajcie w sieci i znajdźcie przepis na ciasto z Twin Peaks z bloga “From movie to the kitchen” – Magda je kiedyś zrobiła i wyszło genialne.
Po powrocie do samochodu wyciągnęliśmy GPS-a i listę z koordynatami, wklepaliśmy ją do urządzenia, które wyznaczyło nam najszybszą trasę (uprzedzając fakty – wszystkie dobroci związane z szerokością i długością geograficzną znajdziecie na końcu posta). Był tylko jeden problem – miałem zapisane same koordynaty – bez opisów miejsc, z którymi są powiązane. I ten brak był przyczyną niespodzianki już po paru minutach…
Niespodzianka!
“Arriving at destination” – miła pani pracująca ciężko w naszym GPS-ie zawsze jest taka zadowolona, gdy doprowadzi nas na miejsce. Jej entuzjazm zawsze się nam udziela. Ale teraz? Wąska droga, jakieś krzaki po jednej stronie, po drugiej stronie płot, pole i koń, który wygląda, jakby nosił… tupecik [sic!], na dodatek rudy. Cóż, Twin Peaks to Twin Peaks, tu nikogo takie rzeczy dziwić nie powinny. Zatrzymaliśmy się na poboczu, sprawdziliśmy dwa razy, czy dobrze wpisaliśmy dane – pomyłki brak, ale miejsce jakieś takie.. zwyczajne. Zawróciliśmy więc i od razu wszystko stało się jasne. Pobocze znajome, widywaliśmy je przecież tyle razy, zakręt i dwa szczyty („twin peaks”, anyone?) w oddali. Brakowało tylko tablicy witającej przyjezdnych.
Kolejne kilka minut, kolejne miejsce. Pani z GPS-a nie wyrabia z radości, “arriving at destination” brzmi jak muzyka, jednak gdy wysiadałem z samochodu po plecach przebiegł mi chłodny dreszcz. Dlaczego? Przecież żar lał się z nieba, świeciło piękne słońce, słychać było śmiechy młodzieży kąpiącej się w rzece.
Most, przy którym działo się to wszystko ma mroczną (fikcyjną, ale mroczną) historię – kręcono tu scenę odnalezienia Ronette Pulaski, dziewczyny która miała podzielić los Laury Palmer. I to właśnie na wspomnienie Ronette idącej pośród przęseł żelaznej konstrukcji zrobiło mi się gorąco i zimno jednocześnie. Dodatkowe ciarki zapewniają małe szczególiki, szczególnie napis “Fire walk with me” na jednej z metalowych belek.
Trafiamy na policję
Jedziemy dalej, nawigacja prowadzi nas w miejsce, gdzie rozgrywało się dużo scen obyczajowych, niektóre można by nawet podciągnąć pod komediowe. Rada – gdy będziecie tędy jechać – zaufajcie GPS-owi, który będzie Was prowadzić w dół niepozorną małą boczną drogą pośród drzew. Wyjedziecie nią na otwarty teren, na którym obecnie mieści się.. szkoła jazdy rajdowej i szutrowy tor wyścigowy. Na początku myśleliśmy, że znów koordynaty wyprowadziły nas w pole, ale gdy zobaczyliśmy budynek obok niewielkiego parkingu – od razu wiedzieliśmy, że i tym razem trafiliśmy w punkt. Miejsce, w którym ludzie zapisują się na szkolenie z wchodzenie w zakręty poślizgiem grało w serialu posterunek policji i biuro szeryfa. Być może mieli tam też drogówkę, nie pamiętam, nie wnikam.
Wchodzimy do środka, nieśmiało się rozglądając. Wieszaki z rajdowymi kombinezonami i zdjęcia smug pyłu wydobywającego się spod opon rozpędzonych samochodów nie mogą przysłonić mi tego, co pamiętam z serialu. Zaglądam w korytarz prowadzący do biura szeryfa, przez lekko uchylone drzwi widzę ścianę, na której wisiała ogromna mapa okolic Twin Peaks oraz miejsce gdzie stał stół, na którym agent Cooper usiłował wydobyć pseudozeznania ze szpaka siedzącego w klatce. Wiadomo przecież nie od dziś, że ptaki te potrafią naśladować ludzką mowę. Czy mu się to udało, czy nie – dowiecie się oglądając serial.
Zagaduje nas recepcjonistka, która właśnie skończyła rozmowę telefoniczną. Widząc nasze rozbiegane spojrzenia i aparaty na szyi od razu domyśla się, co jest powodem naszej wizyty. Zaskoczylibyśmy ją, gdybyśmy chcieli strzelić kilka rundek po szutrze, jednak my troPiMy (ha!) tajemnice Laury Palmer i mieszkańców miasteczka! Po krótkiej rozmowie dziewczyna z rozbrajającym uśmiechem oznajmia, że ma coś do załatwienia w innym pokoju, i że jeżeli tylko chcemy, to spokojnie możemy zrobić kilka zdjęć z Magdą w roli Lucy – supercharakterystycznej recepcjonistki szeryfa Twin Peaks.
Szybka sesja zdjęciowa i udajemy się z powrotem na zewnątrz, ponieważ w oddali czeka jeszcze jeden budynek, który w serialu odegrał znaczącą rolę. Teraz widać doskonale jak bardzo jest nadgryziony zębem czasu. Tartak Packardów, bo o nim mowa jest ogrodzony płotem, sypią mu się ściany. Nie ma tu za wiele do oglądania, zwłaszcza, że miejsce z którego był filmowany w najbardziej znanej konfiguracji (serialowe intro) jest zarośnięte drzewami.
Do hotelu!
GPS informuje, że na naszej trasie został jeszcze tylko jeden punkt, “arriving at destination” osiąga punkt kulminacyjny jak w przyzwoitej operowej arii. Jesteśmy przy parkingu hotelu Salish Lodge, obok którego przepływa wspomniana już wcześniej rzeka – Snoqualmie River. Nie skręcamy tu jednak, ale jedziemy chwilę dalej, żeby zobaczyć chyba najbardziej charakterystyczne ujęcie z intro do Twin Peaks – hotel położony nad dużym wodospadem. Po chwili parkujemy przy elektrowni wodnej, mapka pokazuje dwa punkty widokowe na wodospad – dolny i górny.
Po ostrej wspinaczce (szliśmy prawie 20 minut non-stop pod górę) wychodzimy na punkt widokowy i… jest! Majestatyczny obraz wyłania się zza ostatniego zakrętu, piękny wodospad i bardzo malowniczo położony hotel. Na dole, w niecce otoczonej z trzech stron skałami ogromne masy wody rozbijają się tworząc wielką chmurę par. Bajka. Jedynym, ale tylko chwilowym mankamentem jest to, że po trasie z dołu jesteśmy zziajani i trochę dyszymy. Na dodatek okazuje się, że z hotelowego parkingu droga na ten punkt widokowy to jakieś 5 minut chodniczkiem dostępnym również dla wózków inwalidzkich. No cóż – nie takie trasy na tym wyjeździe robiliśmy, trzeba jeszcze tylko wrócić na parking 😉
Po napawaniu się widokiem hotelu postanawiamy oczywiście zwiedzić go też w środku, wcześniej zrobiony research oszczędza nam rozczarowania – wnętrza hotelu Great Northern (bo tak nazywał się w serialu) kręcono w zupełnie innym miejscu. Magia ekranu.
Budynek tutaj to idealne połączenie drewna, stali i szkła – takie konstrukcje najbardziej do mnie przemawiają. Pełna nazwa obiektu to Salish Lodge & Spa, sprawdzałem przykładowe ceny – tanio nie jest 😉 Ale śniadanie w pokoju nad wodospadem też nie należy do zwyczajnych przeżyć (chociaż jedliśmy takie w Camp 4, tylko “pokojem” był namiot 😉 )
Shopping!
Oczywiście kroki kierujemy też do hotelowego sklepiku z pamiątkami, w poszukiwaniu serialowych artefaktów. I tam ostatnie rozczarowanie – mają kilka rzeczy związanych z Twin Peaks, ale ceny są koszmarnie wysokie. Przykład? Zestaw 5 malutkich magnesików za ponad $15 albo poduszka w kształcie pieńka za $25 (w serialu była kobieta, która cały czas nosiła przy sobie pieniek, który przez nią kontaktował się ze światem, nie pytajcie – obejrzyjcie 🙂 ). Decydujemy się na standardowy magnesik, który potem zawiśnie na lodówce ($6), a ja dodatkowo znajduję sobie książkę Randy’ego Mosher’a “Tasting Beer” – jeżeli interesujecie się piwem, jego właściwościami, rodzajami i warzeniem, to jest to obowiązkowa pozycja do przeczytania.
Napisy końcowe..
North Bend to magiczne miejsce. Możliwość zobaczenia miejsc znanych do tej pory ze szklanego ekranu zmienia zupełnie perspektywę tego, jak te seriale odbieramy. Jestem pewien, że jeszcze raz będę oglądał całą historię Laury Palmer i agenta Coopera, w końcu w 2017 pojawią się nowe odcinki reżyserowane przez Davida Lyncha z jego scenariuszem i z aktorami grającymi w poprzednich odcinkach, a przed nimi trzeba przypomnieć oryginał! A podczas oglądania uśmiechnę się na widok hotelu i wodospadu, jeszcze mocniejszy dreszcz przejdzie mi po plecach w scenach na moście a widząc recepcję w biurze szeryfa przypomnę sobie Magdę siedziącą za biurkiem…
Do zobaczenia, agencie Cooper. Do zobaczenia w Twin Peaks!
1) Visitor Center: 250 Bendigo Blvd S, North Bend, WA 98045
2) Twede’s Cafe – RR Diner: 137 W North Bend Way, North Bend
3) tablica „Welcome to Twin Peaks”: 47°31’31.9″N 121°47’05.2″W
4) most Ronette Pulaski: 47°31’47.6″N 121°48’26.0″W
5) biuro szeryfa i tartak: 7001 396th Dr SE, Snoqualmie, WA 98065
6) Snoqualmie Falls i Salish Lodge & Spa: 47°32’36.6″N 121°50’22.0″W
*Strzyżyk myszaty (Bewick’s wren) Samiczka rudodrozda to ptak pojawiający się w pierwszej scenie intra do każdego odcinka Twin Peaks. Za każdym razem jak oglądałem to intro zastanawiałem się – co to za gatunek. Teraz już wiem. Wy też. Nie ma za co.
Fascynujące śledztwo. Ja należałam do tej grupy widzów, która po wysłuchaniu muzycznej czołówki (do tej pory ta nuta przyprawia mnie o chwilę zatrzymania i kojarzy jednoznacznie), uciekała pod stół. Jednak pamiętam zajawkę z wjazdem do miasta i tablicę Twin Peaks, to tak podprogowo chyba. Zawsze myślałam, że część serialu kręcili w San Francisco, zdaje się tam jest wzniesienie o takiej samej nazwie. Cóż, całe życie człowiek się czegoś uczy. Dzięki za przygodę 🙂
Twin Peaks oglądałem już jako dorosły (2 razy!), więc pod stół nie uciekałem 😉
W San Francisco rzeczywiście jest dzielnica Twin Peaks i wzgórze o tej nazwie, ale tam nie byliśmy – mieliśmy inne ciekawe rzeczy w SF do zobaczenia.
Twin Peaks ogólnie kręcono w północno-zachodniej części USA, North Bend, okolice Seattle. Kojarzysz wielki pień drzewa, przy którym znaleziono Laurę w pierwszym odcinku? Znajduje się on na zachód od Seattle, a rzut beretem od niego jest budynek, w którym kręcono wnętrza hotelu Great Northern i domu Josie Packard 🙂 Tyle miejsc jeszcze nam zostało do odwiedzenia, że Seattle jest w planach powrotowych 😉
ktoś czytał może pamiętnika Laury ? jak nie to polecam ,dużo mówi o Laurze i o tym jak była nieszczęśliwa …
Pamiętnika nie czytałem, ale oglądałem „Twin Peaks: Ogniu krocz ze mną”, które obrazuje wydarzenia, które doprowadziły do tego, co stało się w serialu. Jeżeli ktoś chce lepiej poznać tą historię, to można obejrzeć, ale sam serial jest zdecydowanie lepszy.
Fajna wg mnie jest taka różnorodność sposobów uzupełniania historii – serial, film, książka. W dzisiejszych czasach mógłby to by również być internet lub gry komputerowe.
Nawet bez tego „twinpeaksowskiego” filtra te miejsca przyprawiają mnie o dreszcz. Odwiedzenie North Bend to jedno z moich marzeń, szczególnie odkąd zmierzyłam się z traumą z dzieciństwa i odważyłam się obejrzeć cały serial. Na zdjęcia Laury Palmer jednak nadal nie mogę patrzeć. Nie.
A skąd się ta trauma wzięła? Obejrzałaś jak jeszcze byłaś na to za mała i sceny z Laurą za bardzo wbiły się w pamięć?
W takim przypadku polecam North Bend odwiedzić latem – pełne słońce, wysokie temperatury „odczarowują” te miejsca, które mogą przyprawiać o dreszczyk 🙂
Poduszka w kształcie pieńka! Oszalałam <3
No, pomysł przedni 🙂 Tylko cena z kosmosu 😉
byliście w Twin Peaks! normalnie oczy przecieram ze zdumienia! 🙂
toż to serial, na którym umierałam ze strachu i oglądałam cichaczem przez niedomknięte drzwi.
pani z pniem też się bałam, bo dziwna była. jak większość mieszkańców zresztą.
wielki szacun i wielkie dzięki za ten wpis!
byliśmy, taki od początku był plan, żeby tam pojechać 🙂
Pani z pniem była dziwna, ale kto tam nie był? 😉
dzięki!
Ponoć to nie jest strzyżyk myszaty, tylko samiczka rudodrozda (Ixoreus naevius).
Chylimy czoła przed geekiem 🙂
Nie jesteśmy ornitologami, internety podają różne wersje. Masz jakieś potwierdzone źródło, które mówi na 100%, że to rudodrozd?
Też nie jestem ornitologiem. Najlepiej by zapytać właśnie takiego kogoś. Z punktu widzenia laika bardziej wygląda na rudodrozda 🙂
Boże, jak ja się bałam tego serialu – jak słyszę piosenkę z intro do tej pory mnie ciarki przechodzą!
Ale bardzo bym chciała zobaczyć na żywo ten zakręt i dwa bliźniacze szczyty 🙂
P.S. Moje znajome (w tym starsza pani) były ostatnio w Sandomierzu i przewodniczka zamiast opowiadać o pięknym ratuszu, katedrze, Collegium Gostomianum, itd. właśnie próbowała je przeczołgać po mieście śladami Ojca Mateusza. Nie były zachwycone 😛
to niezły pomysł na biznes swoją drogą, „śladami słynnych postaci z polskich tasiemców” 😉
Dzięki za świetną relację z wyprawy! Ciekawe z tym ptakiem. Miałam wrażenie że to te same ptaki, które pojawiają się w Blue Velvet („Robins of love”), ale jednak chyba nie. Niemniej po wygooglaniu Waszego Strzyżyka podobieństwa dużego nie widzę, skąd pewność że to Strzyżyk? Gdzieś ktoś o tym pisał? 🙂 Pozdrowienia! Basia
Oj dopiero teraz przeczytałam pozostałe komentarze 🙂 Ta samiczka rudodrozda (Ixoreus naevius) wygląda idealnie tak jak w serialu, krasnal miał oko! 🙂
No właśnie w internecie są różne wersje co do tego jaki to ptak, a że z moją znajomością ornitologii jest „raczej niezadowalająco” to zdałem się na internet w tym względzie właśnie 😉 Poprawię to w tekście, żeby nie było wprowadzenia w błąd.
Ale cudowna podróż! Odwiedzić miejsca z Twin Peaks to moje marzenie 🙂
🙂 Jedź, odwiedź Twin Peaks, tylko ciasta nie jedz, ale weź własne 😉
Niesamowicie dziękuję za post, który jest chyba ucieleśnieniem najskrytszych, młodzieńczych pragnień. Wyjazd mam w planach i to chyba najpiękniejsze marzenie o którym mogę mówić głośno. Hopla na punkcie serialu już mam – więc to, że znajdę się North Blend to tylko kwestia czasu. Wizja ciężkiej pracy już nawet nie jest taka zła. Zdjęcia magiczne – choć żałuję trochę, że serial mimo wszystko nie stał się w stu procentach smaczkiem turystycznym. Oczekiwałam tablicy, choć przynajmniej charakterystycznej pamiątki – (chyba zrobimy swoją własną i będziemy ją wlec, nie ma co). Państwo sami zaznaczają, że z pamiątkami jest szczególnie średnio – a szkoda. Myślałam raczej, że obecnie (szczególnie, że kręcony jest trzeci sezon) twinpeaksowa gorączka dopadnie wszystkich bardzo porządnie. Chociaż tak czy siak uważam, że niesamowite byłoby odnalezienie siebie właśnie w tym 1990 roku – szkoda, że tak mało charakterystycznych dla serialu elementów ludzie nie przenieśli na swoje życie codzienne. To byłoby naprawdę szalone – ale szczególne fanom. Zawsze śmieję się, że niektóre klasyki potrafią doczekać się własnej ulicy, domu z nazwiskiem głównego bohatera, tablic i wycieczek krajoznawczych właśnie tropem serialu – szkoda, że North Blend nie dało od siebie więcej. Mam nadzieję, że boom na serial będzie coraz większy z dniem emisji pierwszego odcinka serialu. Doceniam także różne eventy związane z serialem – ludzie podążają tropem zabójcy Laury Palmer, organizują zabawy i konkursy, zdjęcia, razem szukają miejsc z planu. Postaram się więc, aby marzenie było bardziej osiągalne – jak na razie muszę zmęczyć studia kryminologa i nie dać się zjeść sesji. Pozdrawiam ciepło, Luiza.
Wow, dzięki za tak obszerny komentarz!
Z jednej strony szkoda, że nie ma tam większej świadomości turystycznej serialu, ale z drugiej strony – nie wiem jak bym się czuł, gdyby za każdym rogiem czaiły się stoiska z koszulkami, kubkami, plakatami, maskotkami, ciastem wiśniowym i watą cukrową. Dzięki temu mogliśmy poczuć ten dreszczyk emocji sami szukając miejsc z serialu 🙂
Tablicy rzeczywiście nie było, wiedzieliśmy o tym wcześniej. Może pojawi się teraz, przy okazji nowego sezonu? Kto wie.
BTW: studia kryminologa i wycieczka do North Bend śladami Agenta Coopera – to dopiero połączenie!
Pozdrawiamy, Przemek i Magda
tylko cos pogoda Wam sie nie udala… jakos tak slonecznie i bezchmurnie
Prawda! spodziewaliśmy się deszczu i burej pogody, czyli typowej pogody dla Seattle, a tymczasem było słonecznie i gorąco (!). No ale narzekać w takim przypadku..? Nieeeee 😉
Super! Uwielbiam podróże śladami filmów/seriali. 🙂
Dzięki Justyna! Skoro lubisz podróże śladami seriali to pewnie się ucieszysz, bo szykujemy jeszcze jeden wpis w tym stylu 😉
O matko! Wspaniała wycieczka i wpis! 🙂
Dzięki Minerva 🙂 Nam też się podobało 🙂 A szykujemy jeszcze jeden wpis w tym stylu 😉
Jestem w trakcie oglądania Twim Peaks. Nie wiem dlaczego wcześniej się za to nie zabrałam, już teraz rozumiem kult tego serialu:D
Wydaje się, że miasteczko wygląda ciekawie, a nie kiczowate jak niektóre miejsca z filmów.
Szkoda tylko, że tak daleko jest oddalone od San Francisco:(
My też powoli zabieramy się (po raz 3. albo 4.) za oba sezony, bo nowy już niedługo.
Samo miasteczko nie wygląda kiczowato, ponieważ sprawiało wrażenie, jakby w ogóle nie starało się zbijać popularności na turystach. Knajpa ma ścianę ze zdjęciami, ale nie ma na parkingu wokół niej wielkich neonów „ciasto z Twin Peaks tylko tutaj!”, hotel nad wodospadem jest zwykłym (choć wypasionym) hotelem a w centrum informacyjnym nie było mapek 😉 Z jednej strony to dobrze, bo nie zniósłbym chyba takiego skomercjonalizowana tematu, ale z tymi mapkami to wtopa – dobrze, że byliśmy przygotowani we własnym zakresie.
Od San Francisco to rzeczywiście spory kawał, ale jak już tam dojedziesz to obok masz Seattle, Kanadę i parę innych fajnych miejsc 😉
Szkoda, że nie ma tej tabliczki 🙂
No wielka szkoda 🙁 zakładam, że po nagraniu 3. sezonu też jej tam nie zostawili 🙁 ale sprawdzimy to w czerwcu 🙂 pozdrawiam!
Brawo! Top Top! Lonely Planet to przy Was ulotka. Dziękuję. Mam kolejne marzenie!
Nie powiem, zazdroszczę. Z tym, że mam jedno zastrzeżenie. Te wszystkie wnętrza były oryginalne tylko w pilocie i w filmie TP FWWM. Wszystkie regularne odcinki kręcono w Soundstage Studio w LA – mówię o wnętrzach: po prostu względnie wiernie starano się odtworzyć oryginalne wnętrza z pilota, choć różnice widać. I tak np. recepcja hotelu Greath Nothern wygląda zdecydowanie inaczej w pilocie niż w pozostałych odcinkach, dlatego że pilota kręcono w hotelu Kiana Lodge, a pozostałe odcinki w wybudowanych dekoracjach. Jednak czasem te różnice faktycznie są tak minimalne, że można dać się nabrać. Jeżeli chodzi o plenery, to pilota w całości kręcono w okolicach Snoqualmie i North Bend, natomiast pozostałe odcinki były w dużej części kręcone w Kalifornii, np. stacja Eda jest inna w pilocie, a inna w pozostałych odcinkach. Ot, taka ciekawostka. Pozdrawiam.
Czy możecie polecić jakiś niedrogi nocleg w pobliżu North bend?
Niestety nie 🙁 Jak byliśmy tam za pierwszym razem to nocowaliśmy w Seattle. Za drugim razem zaszaleliśmy i zatrzymaliśmy się w Salish Lodge & SPA ? polecamy bardzo, ale to nie wpada w kategorię „niedrogi nocleg” ?