Macie mało urlopu? Zostały tylko pojedyncze dni do wykorzystania do końca roku, a jest dopiero czerwiec? Jeśli tak – to łapcie gotowy plan wycieczki objazdowej (czyli naszego ukochanego road-tripu) po północy Włoch, a konkretniej po Lombardii i Ligurii. 4 dni urlopu + weekend i jesteście prawie tydzień we Włoszech. Dolce vita!

Tak się złożyło, że najdłuższy tegoroczny urlop zaplanowaliśmy na… przełom stycznia i lutego. Tym sposobem już w połowie lutego po powrocie z Malediwów i Sri Lanki zostałam jedynie z 12 dniami urlopu do końca roku. Niby jeszcze sporo, ale pojedyncze dni są potrzebne tu i tam, no i coś trzeba zostawić na czarną godzinę. Miałam niezłą zagwozdkę, jak zorganizować nam wyjazd na świętowanie moich 30. urodzin, żeby było trochę dłużej niż na weekend, było ciekawe i nie bardzo daleko. I jeszcze, żeby trochę urlopu zostało.

A skoro już wymyśliłam, to się z Wami podzielę, może skorzystacie. Włochy to zawsze dobry pomysł.

Informacje ogólne

Wycieczka trwa 6 dni i zakłada, że na miejscu wynajmiecie samochód. W tym czasie pokonacie ok. 700-800 km.

Trasa zaczyna się i kończy w Bergamo, w między czasie odwiedzicie pięknie położone jezioro Como, stolicę włoskiej mody, czyli Mediolan, portową Genuę, bajecznie pastelowe Cinque Terre oraz samo Bergamo, które (podobno, ale o tym później) jest bardzo urokliwe.

Na mapie wygląda to tak:

Loty do Włoch

Wyjazd opiera się na lotach Ryanairem z Warszawy Modlin do Bergamo, ale wśród tanich przewoźników lata tam również Wizzair. My lecieliśmy we wtorek wieczorem (wylot 18:20), wracaliśmy późnym wieczorem w poniedziałek (przylot 22:50). Do Modlina najczęściej jeździmy własnym samochodem i zastawiamy go na jednym z licznych parkingów w okolicach. Jest to najwygodniejsze, bo niezależnie jak późno wyląduje Wasz samolot zawsze macie jak dostać się do Warszawy (no chyba, że z powodu brzydkiej pogody zostaniecie przekierowani na np. na Okęcie, ale to już inna bajka 😉 ). Ostatnio za zostawienie samochodu na 6 dni oraz przejazdy na trasie parking-lotnisko zapłaciliśmy 30 PLN, nie wydaje mi się, aby była to wygórowana cena. Oczywiście do Bergamo można dostać się też z kilku innych polskich miast: Ryanair lata z Gdańska, Krakowia i Wrocławia (oraz Warszawy Modlin), a Wizzair z Gdańska, Katowic i Poznania (oraz warszawskiego Chopina).

Bilety lotnicze kosztowały nas 400 PLN (dla 2 osób, loty w drugiej połowie czerwca), ale z powodzeniem można je znaleźć sporo taniej.

Lotnisko w Bergamo

Lotnisko w Bergamo

Wynajęcie samochodu i lokalny transport

Tym razem po raz pierwszy skorzystaliśmy z możliwości zarezerwowania samochodu przez stronę naszego przewoźnika lotniczego, czyli Ryanaira. Przejrzeliśmy oferty i okazało się, że ich cena była najbardziej atrakcyjna. Wynajęliśmy najmniejsze możliwe autko (padło na Toyotę Aigo) w wypożyczalni noleggiare, koszt wynajmu z pełnym ubezpieczeniem (nie musicie się o nic martwić) to około 120 EUR.

Do tego należy niestety doliczyć opłaty za autostrady, a na tej trasie jest ich sporo. To ma swoje plusy (przemieszczacie się szybko i wygodnie), ale i minusy (lżejszy portfel). Za autostrady zapłaciliśmy ok. 46 EUR.

Obecnie ceny paliwa we Włoszech są porównywalne do tych w Polsce, a chyba nawet trochę niższe. Paliwo kosztowało nas 73 EUR.

Dodatkowo do kosztów transportu doliczamy jeszcze opłaty za parkingi (w sumie 22 EUR) oraz metro w Mediolanie (9 EUR za 2 osoby).

Całkowity koszt lokalnego transportu wyniósł 270 EUR.

Włochy dzień po dniu

Dzień 0. Przylot

Wieczorem przylatujecie do Bergamo, odbieracie wypożyczony samochód z lotniska i od razu ruszacie nad Como.

Pierwszy nocleg zaplanowaliśmy w miejscowości Valmadrera, blisko końca „prawej odnogi” Como. Zatrzymaliśmy się w hotelu Baia di Paré – fajne miejsce, na dole mają świetną restaurację, polecamy!

Como

Wieczorny widok na jezioro Como

Dzień 1. Rozkoszną trasą wzdłuż Como

Dzień zaczynacie od śniadania z widokiem na jezioro otoczone górami – wygląda całkiem nieźle. Następnie pakujecie się do samochodu i wzdłuż jeziora podążacie do Bellagio, gdzie odbywacie miły spacer wąskimi uliczkami. Potem znowu jedziecie wzdłuż jeziora w stronę miejscowości Como. Na tym odcinku są świetne widoki na jezioro, ale niestety jest bardzo mało punktów widokowych. W Como spacerujecie po miasteczku oraz wjeżdżacie pobliską kolejką na wzgórze, aby podziwiać miasto i jezioro z góry. Świetny widok! Nocujecie po drugiej stronie jeziora. O Como na pewno będzie jeszcze oddzielny post.

Drugi nocleg spędziliśmy w hotelu Argegno w miejscowości o tej samej nazwie. W okolicy mieliśmy zaplanowaną jeszcze jedną atrakcję (patrz dzień 2.), dlatego wybraliśmy to miejsce. Z pokoju macie widok na jezioro, ale niestety nie da się spać przy otwartym oknie, ponieważ tuż pod nim cały czas jeżdżą samochody.

Bellagio

Bellagio

Dzień 2. Śniadanie nad Como, obiad w Mediolanie, kolacja w Genui

Od samego rana ruszacie do jednej z wielu pięknych posiadłości nad Como: Villa del Balbianello. Dlaczego tak bardzo zależało nam akurat na tym miejscu dowiecie się z tego tekstu, nie będę psuć Wam niespodzianki. Miejsce jest naprawdę fantastycznie położone i spektakularne, zakładam, że wielu z Was (my też!) dużo by dało, żeby w takiej miejscówce pomieszkać trochę na wyłączność. Po spacerze znowu wsiadacie do samochodu i kierujecie się w stronę Mediolanu. Po drodze mijacie willę George’a Clonney’a, ale tym razem nie macie dla niego czasu (jakoś musi to przeżyć, biedaczek). Auto zostawiacie przy stacji metra, np. Molino Dorino (świetna nazwa, prawda?), nie warto jechać do centrum własnym pojazdem, bo parkingi są strasznie drogie i trudno dostępne. Kolejką podziemną ruszacie na zwiedzanie stolicy mody, gdzie zostajecie aż do późnego popołudnia. W tym czasie możecie:

  • wejść do majestatycznej Duomo, czyli Katedry, w tym także na jej dach, z którego można podziwiać widok na Mediolan,
  • przejść się po pobliskiej galerii Vittorio Emmanuele,
  • zajrzeć do Muzeum Sztuki Współczesnej (Museo del Novecento),
  • albo tak jak my… pójść do Muzeum Techniki (Museo Nazionale della Scienza e della Tecnologia Leonardo da Vinci), gdzie m. in. można obejrzeć wystawę modeli powstałych na podstawie szkiców mistrza Leonarda da Vinci (przy okazji – czy ktoś z Was zna i poleca jakąś ciekawą książkę o Leonardzie? Po tym co zobaczyłam w muzuem muszę się o nim więcej dowiedzieć – co też działo się w jego głowie..?!).

Wczesnym wieczorem wracacie metrem do swojego samochodu i dojeżdżacie do Genui.

Kilka uwag:

  • Jeśli chcecie udać się do Villi del Balbianello przed wyjazdem koniecznie sprawdźcie godziny jej otwarcia. My tego nie zrobiliśmy i tego punktu nie mogliśmy zrealizować dzień wcześniej, ponieważ rezydencja w środy… jest nieczynna!
  • Przez wizytę w willi skrócił nam się dzień w Mediolanie, przez co musieliśmy zrezygnować z wizyty w Muzeum Sztuki Współczesnej, ale to sobie nadrobimy następnym razem. Mediolan dał nam nieźle w kość, bo w czerwcu było w nim strasznie gorąco (dużo bardziej niż nad jeziorami i nad morzem).
Katedra w Mediolanie

Katedra w Mediolanie

Dzień 3. Zwiedzanie Genui, dojazd do Cinque Terre

Po śniadaniu na tarasie ruszacie na spacer po Genui. Dzięki bryzie od morza spacer po tym portowym mieście jest dużo przyjemniejszy niż ten w Mediolanie. Część historycznego starego miasta w genui została wpisana na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Jeśli macie ochotę możecie wejść do słynnego akwarium w Genui, jednego z największych w Europie. My zdecydowanie wolimy oglądać zwierzęta na wolności, więc od jakiegoś czasu odpuszczamy tego typu atrakcje. Warto natomiast wdrapać się (lub wjechać windą) na punkt widokowy Spianata Castelletto, z którego rozciąga się ładny widok na miasto. Z Genui można także zaplanować rejs statkiem np. do Portofino. Po południu lub wieczorem udajecie się w stronę Cinque Terre, a konkretniej do La Spezii.

  • W porcie w Genui stoi replika galeonu zbudowana na potrzeby filmu „Piraci” Romana Polańskiego z 1986 roku.
  • Jeśli chcecie udać się do Portofino, albo jakiejkolwiek innej nadmorskiej miejscowości na trasie pomiędzy Genuą a Cinque Terre polecamy dopłynięcie tam statkiem właśnie z Genui. Nie sprawdzaliśmy tego osobiście, ale próbowaliśmy jechać wzdłuż tego wybrzeża samochodem z nadzieją na przystanek w kilku ładnych miasteczkach i ewentualną kąpiel w morzu, ale niestety nic z tego nie wyszło. Straszne tłumy, duże korki, wąskie i kręte drogi skutecznie nas do tego zniechęciły. Ponadto do Portofino chyba i tak trzeba płynąć – lepiej zrobić to od razu z Genui.
  • W Genui zatrzymaliśmy się w cudownym małym guesthouse’ie La Casa sui Tetti B&B, chociaż nie jestem przekonana o tym, czy można tak szumnie nazywać mieszkanie w pięknej kamienicy, w której do wynajęcia są dwa pokoje. Właścicielem jest przeuroczy Włoch Gian Pietro, który zaserwuje Wam pyszne genueńskie śniadanie na tarasie z pięknym widokiem i do tego zabawi rozmową oraz wyposaży Was w mapę Genui, na której zaznaczy najciekawsze miejsca, które warto zobaczyć.

Dzień 4 i 5. Pastelowe Cinque Terre

Cinque Terre to pięć niedużych nadmorskich miejscowości przyklejonych do skał tuż nad wodą. Wszystkie są bajecznie kolorowe, bardzo chcieliśmy sprawdzić, czy rzeczywistość pokrywa się z pocztówkowymi zdjęciami z internetu i wiecie co? Nie zawiedliśmy się, Cinque Terre potrafi zachwycić. Jazda samochodem jest bardzo utrudniona, dlatego pomiędzy miastami najlepiej poruszać się pociągami, które są wygodne i często kursują.

Na pobyt polecamy zarezerwować sobie przynajmniej 2 pełne dni. To pozwoli Wam w pełni nasycić się pięknem tego (niestety dość zatłoczonego) miejsca. Warto jeden dzień poruszać się pociągiem, a na drugi wykupić sobie bilet na prom i oglądać to piękno z poziomu morza.

O Cinque Terre (mamy nadzieję, że w końcu) powstanie oddzielny tekst, tam opowiemy o wszystkich szczegółach (i będzie duuużo zdjęć).

La Spezia jest bardzo dobrym punktem wypadowym do Cinque Terre. Zatrzymaliśmy się tam w małym pensjonacie A Ca’ De Nino. To naprawdę rewelacyjne miejsce, widać, że właścicielka – Jessica – kocha to miejsce. W dodatku jest kopalnią informacji o Cinque Terre i okolicach – odpowie na wszystkie Wasze pytania i bardzo ułatwi Wam pobyt w tej części Włoch. Z czystym sercem polecamy!

Więcej informacji na temat zwiedzania Cinque Terre znajdziecie u Anity i Pawła z bloga 101countriesbefore50.

Vernazza

Vernazza

Riomaggiore

Riomaggiore

Dzień 6. Bergamo… albo i nie

Ostatni dzień, przed wieczornym lotem do Polski spędźcie w samym Bergamo. To miasto, które często jest pomijane i wielu pasażerów tanich linii lotniczych, które tu lądują, pędzi od razu do Mediolanu. Podobno warto pokręcić się najpierw po Bergamo. Podobno, bo nam akurat tym razem się nie udało.

Plan zmienił nam się po tym, jak dowiedziałam się, że na pobliskim jeziorze Iseo znajduje się osobliwa instalacja artystyczna „The Floating Piers”. Są to pływające pomosty łączące miasteczko Sulzano z wyspami na środku jeziora. Pomosty zbudowano z 200 000 sześcianów z polietylenu i pokryto je 100 000 m^2 pomarańczowego materiału. Instalacja była tam jedynie przez 16 dni po czym ją rozebrano i zrecyklingowano. Nie mogliśmy odpuścić takiej okazji i pojechaliśmy przejść się słynnymi pomostami. Niestety zajęło nam to dużo więcej czasu niż przewidywaliśmy i zwiedzanie Bergamo musieliśmy odpuścić. Ale było warto! Do Bergamo jeszcze przylecimy, a The Floating Piers były tylko raz. Sami zobaczcie:


Oczywiście nie jest to jedyna słuszna trasa, a jedynie propozycja, która w naszym przypadku się sprawdziła. Nie mogliśmy zdecydować się, czy wybrać Como, czy Cinque Terre i postanowiliśmy je połączyć i (o ile wystarczy czasu) zobaczyć coś pod drodze. W taki sposób na trasie znalazł się Mediolan, Genua i (prawie) Bergamo.

Włochy to piękny kraj z fantastycznym jedzeniem – będąc tam trzymaliśmy się zasady: przynajmniej jedne gelato (czyli fantastyczne włoskie lody), jedno espresso i jedna pizza dziennie 😉 Za długo na tej wysoko-glutenowej-cukrowej-i-kofeinowej diecie zajechać się nie da, ale 6 dni to akurat tyle, żeby nacieszyć swoje kubki smakowe tymi dobrami i nie przejeść się nimi (za bardzo 😉 ).

Podczas tego pobytu nauczyliśmy się także pić espresso po wieczornej późnej i obfitej biesiadzie. Nie mogliśmy pojąć, jak to jest, że Włosi piją kawę o 23 i jak oni mogą po tym normalnie zasnąć. Raz spróbowaliśmy… i potem piliśmy ją w taki sposób codziennie. Przemek wysnuł teorię o tym, że po zjedzeniu dużej kolacji i wypiciu sporej ilości wina potrzebujecie espresso aby dostać energetycznego kopa tylko po to, żeby… doczłapać się z restauracji do hotelowego pokoju i paść do łóżka! Sprawdzone, działa, polecamy 😉 A gdybyście jednak nam nie wierzyli, że to jedyny powód, to kawa pobudza dodatkowo trawienie, więc po takim wieczornym jedzeniu jest jak znalazł.

Aha, jeszcze jedno. 28 lat skończyłam w drodze powrotnej z Rodos. 29. urodziny świętowałam w USA pijąc lokalne piwo w Seattle. 30stkę obchodziłam w Cinque Terre.

Statystyka może być. Będę kontynuować.

Pozdrawiam!

The Floating Piers

The Floating Piers