Wigierski Park Narodowy docenią miłośnicy żagli, roweru i pieszych wycieczek. Jezior jest tyle, że na pewno wystarczy dla wszystkich. Przyjedźcie tu na weekend lub na cały tydzień. Przyjedźcie, a będziecie wracać. Bo Wigierski Park Narodowy to jeziora, las i cisza, w tej właśnie kolejności.
Na myśl o tym, że w końcu opiszemy Wigierski Park Narodowy cieszyliśmy się, jak MacGyver w Castoramie. To zdecydowanie najczęściej odwiedzany przez nas polski Park Narodowy, za każdym razem gdy jesteśmy w Suwałkach w wakacje przynajmniej parę godzin spędzamy tu na żaglach. W tej opowieści będziemy poruszać się pieszo, samochodem, koleją, płynąć żaglówką. Tym razem zabraknie roweru (chociaż są tu świetne trasy, o których wspomnimy) i chyba jeszcze tylko helikoptera. Chociaż nie – mała namiastka będzie 😉
W Krzywym startuje także kilka ścieżek edukacyjnych, szczególnie polecamy tę wokół Sucharów, czyli niewielkich bezodpływowych jeziorek znajdujących się w środku lasu.
Uzbrojeni w informacje możemy ruszać, zaczynamy od…
Muzeum Wigier w Starym Folwarku
Podjeżdżamy do zgrabnego budynku niedaleko plaży. W oddali, po drugiej stronie jeziora widać już słynny klasztor wigierski. To, co pierwsze rzuca się w oczy, to logo Muzeum umieszczone obok wejścia. Uważam, że jest świetne w swojej prostocie – M oraz W w lustrzanym odbiciu, zniekształcone przez fale. Wchodzimy.
Od razu dostajemy audioprzewodnik, który będzie nam towarzyszył podczas całego zwiedzania. To z niego już w pierwszej sali dowiadujemy się, że budynek jest odrestaurowaną stacją hydrobiologiczną działającą w latach 1920 – 1939. Kierownik Stacji – dr Alfred Lityński – zajmował się badaniem wód jeziora Wigry oraz zamieszkujących je organizmów, co doprowadziło do odkrycia kilkunastu gatunków endemicznych (czyli takich występujących tylko w Wigrach).
Następnie schodzimy do wiwarium. Miejsce, gdzie zwierzęta przechowywano w celach badawczych, teraz służy jako sala wystawowa. W środku dwa spore akwaria, w jednym z nich węgorz. Po drugiej stronie stoją dwa wypchane bobry, ależ one mają zęby!
Po przejściu do następnej sali wchodzimy w głąb lodowca, który ustąpił z tych terenów kilkanaście tysięcy lat temu, zostawił po sobie ukształtowanie terenu, jeziora i głazy narzutowe (o których pisaliśmy w tekście o Suwalskim Parku Krajobrazowym).
Dalsze części wystawy to podwodne i przybrzeżne życie jeziora w mikro- i makroskali, od najmniejszego robaczka po kormorany (o nich jest cała osobna historia…), bociany i myszołowy. Jest też część o działalności człowieka w okolicach jeziora.
Potraktujcie wizytę w muzeum jako szansę na zaznajomienie się z ekosystemem Wigier jako całości. Odwiedzanie wtedy kolejnych miejsc na trasie będzie ciekawsze.


Muzeum robi bardzo dobre wrażenie, spodoba się i dzieciom i dorosłym. Jedna rada – weźcie coś do picia, bo brak klimatyzacji powoduje, że czasem robi się gorąco.
A, byłbym zapomniał! Wieść niesie, że Muzeum planuje rozbudowę obiektu o sale… podwodne (tak!), gdzie będzie można podziwiać faunę i florę Wigier w całej okazałości. Na pewno damy znać jak już się otworzy.
Wigierski Park Narodowy – Pokamedulski Klasztor Wigierski
Klasztor widać z bardzo wielu miejsc w okolicy Wigier, jego położenie na półwyspie na jeziorze jest bardzo wyjątkowe i malownicze. Warto wspomnieć, że Kameduli przyczynili się do ogromnego rozwoju tych okolic w czasie swojego urzędowania. Mieli tu hutę szkła, produkowali smołę, pozyskiwali rudy metali i węgiel drzewny, w wylesionych miejscach uprawiali rolę. Założyli liczne wsie, w tym obecne miasto Suwałki! Dorobili się tu licznych bogactw, ale ich wpływ na okolicę był ogromny!
Historię Klasztoru poznajemy z dwóch stron, tej kronikarsko oficjalnej i bardziej kontrowersyjnej, naładowanej dworską intrygą, polityką i romansami. Ale od początku…
Skąd Kameduli w Wigrach?
Ekspresowo i (obiecujemy, że krótko) przenosimy się do XVII wieku, jest rok 1637. Król Polski Władysław IV Waza żeni się z Cecylią Renatą Habsbużanką. Jednak, jak to na dworach królewskich bywało, nie ona jedna miała względy władcy (no i podobno była no… niezbyt urodziwa). Królowa żąda usunięcia z dworu kochanki Władysława – Jadwigi Łuszkowskiej.
Władysław wydaje więc ją za podstarzałego szlachcica i osadza ich oboje w Mereczu (dzisiejsze terytorium Litwy). Sam zaczyna jednak budowę letniej rezydencji, która ma służyć jako baza wypadowa na polowania. „Szczęśliwym zbiegiem okoliczności” (aha, akurat!) pałac jest budowany niedaleko siedziby Jadwigi, na półwyspie wcinającym się w jezioro nazywane Wingry (od wingris, czyli „kręty”, „wijący się” pochodzącego z języka Jaćwingów, ludu zamieszkującego te tereny mniej więcej do XIII w.). Po 7 latach Cecylia umiera.
Drugie małżeństwo króla jest czystą formalnością (bo jak nazwać ślub, na którym małżonek nie stawia się osobiście?). Nowa królowa, Maria Gonzaga de Neves (później zwana Ludwiką Marią) doskonale wie o kochance. Szybko przyspieszamy czas, zatrzymujemy się w 1649. Władysław już nie żyje, tron obejmuje jego młodszy brat – Jan II Kazimierz Waza. Żeni się również z wdową po bracie – wspomnianą Ludwiką Marią Gonzagą. Ta nakłania go, aby przekazał pałac nad Wigrami zakonowi Kamedułów. Król funduje Klasztor w 1667. Dlaczego akurat Kamedułowie? Ich doktryna klasztorna jest bardzo surowa, zabrania kontaktów ze światem zewnętrznym, skupia się na modlitwie i pracy. Maria Gonzaga odwraca więc o 180 stopni przeznaczenie wigierskiej rezydencji. Ach te dworskie intrygi…!
Zwiedzanie Klasztoru
Pstryk palcami, jesteśmy w czasach współczesnych. Stoimy przy klasztornej bramie, która prowadzi na teren, który już klasztorem nie jest. Owszem – centralnym punktem za murami są kościół i wieża zegarowa, ale eremy (domy mnichów) zostały przekształcone w kwatery dla turystów. Na terenie dawnego klasztoru znajdują się również restauracja i apartamenty papieskie, w których krótko przebywał Jan Paweł II podczas swojej pielgrzymki.


W ramach obchodów 350-lecia przybycia Kamedułów nad Wigry trafiliśmy na darmowe zwiedzanie z przewodnikiem, warto sprawdzać, czy taka okazja się nie powtórzy (nie ma regularnych wycieczek z przewodnikiem). Nie będziemy zdradzać całej historii powstania klasztoru, podzielimy się natomiast z wami jeszcze jedną legendą.
Legenda o mnichu, który zakochał się w chłopce
Jak już wspomnieliśmy, reguła klasztorna Kamedułów jest wyjątkowo surowa. Życie pustelnicze, modlitwa, pokuta, samotność i cisza. Jednak według starej opowieści jeden z mnichów z wigierskiego klasztoru zakochał się w chłopce z okolicznej wsi. Po odkryciu związku przez przełożonych, para została ukarana w sposób surowy i okrutny – mnich został dla przykładu żywcem zamurowany w obelisku znajdującym się przy drodze do klasztoru. Pomnik rzeczywiście jest pusty w środku, rozmawialiśmy o tym z człowiekiem nadzorującym jego remont parę lat temu. Oczywiście nasze pierwsze pytanie brzmiało: „Czy znaleziono tam ludzkie szczątki?!?” Odpowiedzią był tylko tajemniczy uśmiech i zdanie: „Nikt nie zajrzał do środka, niech legenda pozostanie legendą…”
Na pożegnanie chcieliśmy zobaczyć Klasztor z góry. Pogoda była łaskawa, niewielki wiatr i słońce zrobiły dobre warunki do startu Sparkacza (naszego drona zwanego też Bronkiem), którego okiem zarejestrowaliśmy takie oto kadry.
Obecnie Klasztorem opiekuje się fundacja Wigry.Pro, której jednocześnie dziękujemy za zezwolenie na loty nad Klasztorem.
Wigierski Park Narodowy – Wigierska Kolejka Wąskotorowa
To interesujący pomysł na spędzenie czasu, szczególnie jeśli podróżujecie z dziećmi.
Przejazd kolejką
Na początek jedziemy do Płociczna, z którego startuje kolejka. 10-kilometrowa trasa wiedzie przez Puszczę Augustowską, tymi samymi torami, którymi przez ponad 80 lat w XX w. wożono stamtąd drewno. Wraz z nadejściem roku 1989 zamknięto kolejkę w „starej” formie, co cieszy nas podwójnie. Po pierwsze – wiąże się to z utworzeniem Wigierskiego Parku Narodowego i ochroną przyrody, po drugie – jest to ciekawa atrakcja turystyczna.


Kolejka po drodze robi 4 przystanki. Pierwszym z nich jest Binduga. Fani gry „Wiedźmin 2: Zabójcy Królów” mogą w tym momencie podrapać się po głowie myśląc „gdzieś to już słyszałem…”. Tak – dobrze kojarzycie, Binduga była jedną z wiosek w drugiej części gry. Nazwa jest zresztą bardzo odpowiednia, bo „binduga” to miejsce nad wodą do przygotowania drewna do spławu. Nawiązania zataczają krąg, a ciuchcia po krótkim postoju jedzie dalej.
Kolejny przystanek to Bartny Dół, gdzie schodzimy na punkt widokowy nad jezioro. Widać stąd wyspy Ostrów i Ordów. Szczególnie mniejsza z nich – Ordów – jest doskonale znana okolicznym żeglarzom. Trasy mnóstwa regat startujących z okolic Klasztoru Wigierskiego biegną właśnie dookoła wyspy. Zakładając dobre warunki, bo odległość jest spora (w obie strony wodą to około 25 km).
Ostatni, nieco dłuższy przystanek jest w Kruszniku – Zielonej Karczmie. Można tam uzupełnić kalorie w niewielkim barze i pochodzić po okolicy. Powrót do Płociczna jest tą samą drogą, ale przystanki są inne.
Punkty widokowe na południowym brzegu Wigier
Będąc w okolicy wąskotorówki warto podjechać do kilku punktów widokowych zlokalizowanych po tamtej stronie jeziora.
Bryzgiel – punkt widokowy przy klubie żeglarskim „Kamena”
Tuż za wjazdem do Bryzgla od strony Płociczna zostawcie samochód po prawej stronie na parkingu i znajdźcie niewielką platformę widokową przy stanicy żeglarskiej. Z góry jest ładny widok na wyspy Ostrów i Ordów, a także dwa pomosty z zacumowanymi żaglówkami.
Bryzgiel – Parkowe Centrum Wypoczynku „Widok”
Za każdym razem jak tu przyjeżdżamy Magda mówi mi, że gdyby nie spanie u Rodziców (♥) to wylądowalibyśmy na tym campingu. Zresztą sami zobaczcie: równiutka trawa, tarasy z różnym widokiem. A na górze jest knajpa, gdzie serwują pyszne kartacze. Przy dobrym wietrze można wypłynąć rano ze Starego Folwarku, w międzyczasie zadzwonić i zamówić kartacze, dopłynąć na obiad i wrócić do portu jeszcze tego samego dnia.
Bartny Dół
O nim napisałem już wyżej, w części o Kolejce Wąskotorowej. Dodam tylko, że można tam podjechać samochodem, niekoniecznie wąskotorówką.
Wigierski Park Narodowy z poziomu wody
Wigierski Park Narodowy to głównie jeziora i lasy. Będąc tam i nie doświadczając parku z poziomu wody nie można powiedzieć, że się go w pełni poznało. Na szczęście, na takie wodne zwiedzanie jest kilka sposobów.
Nasz ulubiony, czyli żagle
Przyjeżdżamy, jak wiele razy wcześniej, do portu w Starym Folwarku. Kilka łódek stoi przycumowanych do pomostów, na jeziorze żagli jednak brak. W oddali niebo jest ciemniejsze, na popołudnie zapowiadano burzę. Decydujemy, że wypłyniemy i będziemy trzymać się blisko brzegów i portu, żeby móc wrócić w każdej chwili. Przygotowujemy jacht i odchodzimy od pomostu.
Niedługo później jesteśmy z powrotem w porcie, ponieważ chmury przesunęły się dużo bliżej nas i zaczyna spod nich mocno powiewać. Pamiętajcie – żadna przyjemność nie jest warta niebezpieczeństwa! Jeżeli tylko zauważycie zbliżającą się burzę, spłyńcie do najbliższego portu, albo chociaż w przybrzeżne trzciny.
Krótki deszcz przeczekujemy w kabinie, mieścimy się w niej spokojnie w 6 i pół osoby 😉
Jak już się przejaśnia, z powrotem wychodzimy w jezioro. Po raz kolejny w myślach doceniam to, że całe Wigry są objęte strefą ciszy. Nie spotkasz tu wypasionych motorówek, a obserwowanego kormorana lub łabędzia nie spłoszy grupa młodzieży na skuterach. Jeżeli jacht ma silnik, to musi on być elektryczny. Cisza, spokój, słońce, wiatr. No i to lekkie bujanie, które jeszcze parę lat temu działało na mnie skuteczniej niż każda kołyska.


Kierujemy się w stronę Klasztoru, mijamy go i powoli wpływamy w wąskie przejście, zwane przez miejscowych „kiszką” lub (mniej parlamentarnie) „obesrańcem”. Wspominałem już o regatach – ten wąski fragmencik jest niezwykle istotny taktycznie, trzeba uważnie obserwować wiatr i wybrać taką trasę, żeby drzewa rosnące po obu stronach nam go nie zasłoniły. Tym razem jednak warunki są dalekie od regatowych, wiatr ledwo co dmucha. Rejs nie będzie długi.
Po paruset metrach Wigry ukazują się nam w całej okazałości. Wchodzimy na tzw. ploso, czyli duży otwarty akwen. Wiatr jednak zupełnie (wybaczcie profesjonalną żeglarską terminologię) „zdycha”, więc jedyną opcją pozostaje kąpiel. Czujnik temperatury wody pokazuje prawie 26 stopni, głębokość Wigier w tym miejscu – ponad 50 metrów, czyli optymalne warunki. Jeżeli chcecie popływać na jeziorze, pamiętajcie tylko o tym, żeby zawsze pod ręką było koło ratunkowe, albo kamizelka.
Takie schłodzenie się to doskonałe zakończenie dnia, wracamy więc do portu.
Przy dobrych warunkach pogodowych żeglowanie można byłoby kontynuować przez ploso. Niedaleko znajdują się dwie zatoki. Od południowej strony, w Zatoce Hańczańskiej Czarna Hańcza wpływa do Wigier. Po przeciwnej stronie, w zatoce od strony Klasztoru rzeka kontynuuje swój indywidualny bieg. To popularna trasa spływów, dlatego żeglując można często natknąć się na kajakarzy, którzy dzielnie wiosłują pędząc ku Czarnej Hańczy. Spływ można zacząć np. w Starym Folwarku i płynąć przez jezioro, albo wsiąść do kajaka już na rzekę w okolicach Klasztoru.
Płynąc dalej, można okrążyć wyspę Kamień. Tak jak wspomniana wcześniej inna wyspa – Ordów, tak i ta jest charakterystycznym regatowym elementem Wigier. Przy mniej korzystnych warunkach to wokół Kamienia wiodą trasy, na których ścigają się załogi jachtów kabinowych, omeg oraz innych pływających wynalazków.
Rejs statkiem z przeszklonym dnem
Żaglówka to nie jedyny sposób pływania po Wigrach. Wigierski Park Narodowy posiada statek o nazwie „Leptodora II”. Ta maszyna zabiera 10 pasażerów i umożliwia obserwację podwodnego życia przez trzy przeszklone okna umocowane w dnie. Godziny rejsów należy sprawdzać w konkretny dzień – wszelkie informacje i bilety uzyskacie w Muzeum Wigier.
Rejs statkiem papieskim
Również przy wigierskim Klasztorze można wykupić rejs. Zabiera nas wtedy statek papieski „Tryton”. Został specjalnie przebudowany przed wizytą Papieża Jana Pawła II, który z jego pokładu obserwował jezioro. Tryton zawiezie was do wejścia Czarnej Hańczy i na ploso. Więcej informacji znajdziecie tutaj.
Wigierski Park Narodowy z perspektywy roweru
Jezioro oczywiście da się objechać rowerem, zrobiliśmy to 2 lata temu w wakacje. Trasa jest zróżnicowana, część jedzie się szlakiem Green Velo, potem trochę szutrem. W międzyczasie trafi się fragment asfaltowej drogi. A na koniec (lub początek, zależy w którą stronę jedziecie) są drewniane kładki nad bagnistymi terenami – czad! Całe kółeczko ma około 45 km.
Zabierzcie rowery, które dobrze znacie i na których możecie przejechać spore odległości. My wybraliśmy się na tą wycieczkę rowerami miejskimi, w dodatku startowaliśmy z samych Suwałk i wracając z niecierpliwością wyglądaliśmy miękkiej kanapy, żeby dać ulżyć czterem literom 😉
Więcej informacji i dokładną mapkę znajdziecie tutaj.
Jezioro Gałęziste – odludne cudo w środku lasu
Prawie na sam koniec zostawiliśmy małą perełkę – coś, co sami dopiero odkryliśmy. Będę szczery – jeżeli mielibyście wybrać jedno jezioro, nad które pojedziecie na Suwalszczyźnie (oprócz Wigier oczywiście), to poleciłbym właśnie Gałęziste. Z drugiej strony – trochę boli mnie serce, bo jeżeli dotrze tam mnóstwo ludzi, to straci ono tę magię, która nas urzekła po dotarciu tam.
Trzy i pół kilometra przez las, po drodze nie spotkaliśmy żywej duszy (oprócz paru komarów na miejscu). Wchodząc na plażę wszystkim nam opadły szczęki. Prawie cały brzeg Gałęzistego jest niedostępny, drzewa rosną przy samej wodzie. Wąskie zejście do jeziora jest tylko z jednej strony. Panuje tu absolutna cisza.
Na początku plan był taki, żeby „tylko pomoczyć stópki”, ale cały dzień zwiedzania i gorąca zrobiły swoje. Ledwo poczuliśmy ciepłą wodę wokół łydek, od razu w ruch poszły stroje kąpielowe i parę minut później radośnie pluskaliśmy się w Gałęzistym. Nie przeszkodził nam nawet lekki deszcz (przeszkodził niestety w wylocie dronem i obejrzeniem tego cudu z powietrza, ale nie można mieć wszystkiego). Jak to się stało, że nie dotarliśmy tam wcześniej?!? Wydaje mi się, że po prostu do tej pory Wigierski Park Narodowy to były tylko Wigry i nic poza tym.
Swoją drogą – dlaczego jak tylko zaczyna padać, to na plażach ludzie od razu wyskakują z wody. Boją się, że zmokną? 😉
Wigierski Park Narodowy – gdzie zjeść?
Nie samym zwiedzaniem człowiek żyje. Jak już się najeździcie, nachodzicie i napływacie, należałoby się najeść. A miejsc do tego nie brakuje, proponujemy 3 restauracje z kuchnią regionalną:
- Restauracja Komosianka w Folwarku Hutta. To miejsce urzeknie was położeniem. Z tarasu jest widok na Jezioro Koleśne i las dookoła niego. Dodajmy do tego pyszną babkę ziemniaczaną, świeże ryby, świetny chłodnik i otrzymamy przepis na przyjemne popołudnie. Dodatkowym plusem jest fakt, że jest to dobry punkt wypadowy nad Gałęziste – to tylko 4 kilometry.
- Gościniec Pod Strzechą, Krzywe. Restauracja ulokowana w połowie drogi między Starym Folwarkiem (Wigry) a Suwałkami jest dobrym pomysłem na obiad przy powrocie z Klasztoru lub objazdu Wiger rowerem. Leży zaraz przy głównej drodze i ścieżce rowerowej, więc na pewno jej nie przegapicie. Co polecamy? Oczywiście kartacze 🙂 a także soczewiaki i ryby.
- Bryzgiel, restauracja i punkt widokowy Widok. Położone jest świetnie, można tu przyjechać po wycieczce kolejką i odwiedzeniu punktów widokowych, albo zatrzymać się za połową trasy rowerowej wokół Wigier. Solidna porcja kartaczy na pewno doda sił na dalsze pedałowanie. W środku sezonu w porze obiadowej musicie się liczyć z tym, że na stolik będzie trzeba chwilę zaczekać. Ale to tylko dobrze świadczy o tym miejscu.
- Na trasie tuż przed Klasztorem nie można przegapić jeszcze jednego miejsca. Wigry 4 – zapamiętajcie ten adres! (możecie skojarzyć go z „Wigry 3”, tym słynnym rowerem). Przy ulicy stoi niepozorna przyczepa kempingowa, z której Pani Teresa Biziewska serwuje tradycyjne wigierskie pierogi z owocami. Długo nie mogliśmy się zdecydować jakie smaki wybrać, w końcu wzięliśmy każdego (przynajmniej) po jednym. Gruszka, jagody, rabarbar, śmietankowy serek… nad każdym cmokaliśmy i oblizywaliśmy palce. P-y-c-h-a 🙂 A na wynos odebraliśmy zamówiony parę dni wcześniej dwukilogramowy sękacz.
Przyjazd do Suwałk zawsze będzie mi się kojarzył z wyjazdem w tamte tereny. Latem – na żagle, zimą – chociaż na spacer, na saunę albo potowarzyszyć morsom, których w rodzinie nie brakuje. Wigierski Park Narodowy oferuje atrakcje o każdej porze roku. Dajemy Wam krótkie kompendium informacji o Wigrach i okolicy.
Jest jeszcze jeden wspaniały efekt wyjazdu, podczas którego zbieraliśmy materiały. To postanowienie, że podczas każdej następnej wizyty w Suwałkach powinniśmy odwiedzić jakieś nowe miejsce. Jesteśmy pewni, że wśród lasów i łąk czekają kolejne perełki. Kilkanaście mamy już na liście 🙂
Tekst powstał w ramach udziału w Turystycznych Mistrzostwach Blogerów organizowanych przez Polską Organizację Turystyczną. Partnerem artykułu jest Podlaska Regionalna Organizacja Turystyczna. Dziękujemy za współpracę również pracownikom Wigierskiego Parku Narodowego oraz fundacji Wigry.Pro.

A jednak nie trzeba wyjeżdżać zagranicę aby zobaczyć przecudne miejsce. 😉
Świetnie napisane ! Zostałam zachęcona ! Dzięki
Świetnie! Bardzo się cieszymy 🙂
Dzięki za bardzo fajny tekst!
1. Co z opłatami za wstęp do Parku?
2. Gdzie i za ile można wypożyczyć żaglówkę?
1. Obowiązuje Karta Wstępu, można kupić ją on-line, wszystkie informacje tutaj: https://www.wigry.org.pl/kronika/karty2013.htm, napisałam o tym w pierwszym paragrafie tekstu 🙂
2. Nie mogę polecić nic konkretnego, bo my pływamy na rodzinnym jachcie, ale z tego co widziałam to jest kilka ofert czarterów jachtów na Wigrach, warto kontaktować się bezpośrednio.