Nasz pierwszy dzień w USA.

Po wylądowaniu w Bostonie od razu odebraliśmy wynajęty samochód (wynajmowanie aut to temat na osobny post, który na pewno się pojawi) i pojechaliśmy do Nashua, do domu mojej ciotki. W planach mieliśmy się zregenerować po podróży i odpocząć, w praktyce byliśmy w knajpie z tzw. hibachi tables (siedzicie przy stole wokół kucharza, który przyrządza na Waszych oczach danie, które zaraz będziecie jeść, jednocześnie zabawia Was rozmową i żartuje z Was w najlepsze), odebraliśmy GoPro z BestBuy’a (kupione jeszcze w PL) i kolejnego dnia byliśmy na pierwszej wycieczce. Takie to odpoczywanie było.

The owls are not what they seem…

Pierwsze testy GoPro…

Nashua

Pierwsze testy GoPro…

Nashua

…i spacer po okolicy

Nashua

Budweiser, Merrimack, NH

Pierwsza rzecz, jaką zwiedziliśmy w USA to browar Budweiser’a w Merrimack. To najmniejszy z browarów tego koncernu w USA, taka „baby brewery”. Codziennie wyjeżdża stamtąd około 100 tirów pełnych piwa. Faktycznie „baby”, co? Odbywają się tam wycieczki po browarze (także darmowe), podczas których można dowiedzieć się, w jaki sposób powstaje piwo, obejrzeć cały osprzęt, łącznie z procesem butelkowania (o ile akurat coś butelkują), a na koniec przewidziana jest degustacja (dla osób powyżej 21 lat, oczywiście 😉 ).

Ten browar słynie także z pięknej stajni, w której mieszkają konie rasy Clydesdale – olbrzymie konie, które są „znakiem firmowym” amerykańskiego Budweisera już od 80 lat. Kiedyś ciągnęły wozy z beczkami piwa, dzisiaj biorą udział w paradach. Wyglądają naprawdę pięknie i dostojnie. I są wielkie.

Kolejnego dnia ruszamy w miasto. Hello Boston!