Wakacje powoli się kończą, ale to nie powód, żeby porzucać rower! Dwa kółka w tym sezonie dzielnie nam służą i nie rozstajemy się z nimi na zbyt długo. Dzisiaj przedstawiam Wam propozycję na weekend na rowerze na Mazurach – konkretnie w okolicy Węgorzewa. Chodźcie, będzie fajnie!
Zaczęło się już wczesną wiosną i zaczęło się oczywiście od mojego „Misiu, a może…”. Misiu, a może kupimy sobie bagażnik do przewożenia rowerów samochodem, co? Po miesiącach przeszukiwania internetu, zakładania haka do samochodu, jego rejestracji, zakupu bagażnika i załatwiania dodatkowej tablicy rejestracyjnej byliśmy gotowi na pierwszą poważną wycieczkę. Wycieczek do teściów w Suwałkach nie liczę. Za pierwszym razem dostawałam skrętu szyi od sprawdzania, czy rowery nadal z nami jadą, czy może zostawiliśmy je gdzieś na S8. Okazało się, że nie i że bagażnik sprawuje się wyśmienicie i transport rowerów teraz to sama przyjemność!
Jaki bagażnik rowerowy wybrać?
Mieliśmy niezłą zagwozdkę co do wyboru bagażnika. Mamy dość wysokie auto, więc bagażnik dachowy raczej nie wchodził w grę, bo musielibyśmy wozić ze sobą także drabinkę, żeby rowery z tego dachu zdjąć. Bagażnika na tylną klapę trochę się baliśmy – że albo on albo rowery porysują lakier. Ostatecznie stanęło na platformie rowerowej na hak. Bardzo polecamy to rozwiązanie, szczególnie jeśli platforma jest uchylna i pozwala na odchylenie zapiętych na niej rowerów i otwarcie bagażnika. Świetne rozwiązanie! Trzeba tylko pamiętać, że rowery przewożone w taki sposób z reguły zasłaniają tylną tablicę rejestracyjną. W takim przypadku należy zaopatrzyć się w dodatkową tablicę (na wydanie trzeba poczekać i obecnie kosztuje to 53 PLN) i umieścić ją w specjalnie do tego przeznaczonym miejscu na platformie. I w drogę!
Postanowiliśmy sprawdzić nasze rowery, bagażnik i nas samych w boju podczas weekendu spędzonego w całości na rowerach. Dla nas to nowość, bo jak do tej pory nasze wycieczki ograniczały się do jednodniowych wypadów po Warszawie i okolicach albo po Suwalszczyźnie. Oprócz rowerów zapakowaliśmy też namiot, śpiwory i mięcho na grilla. Jako punkt wypadowy wybraliśmy Węgorzewo, bo okolica rokowała na ciekawe rowerowe trasy. Znaleźliśmy bardzo dobrze zapowiadający się camping „Rusałka” – blisko Węgorzewa, położony nad samym jeziorem, z przyzwoitymi węzłami sanitarnymi i oddzielanymi żywopłotem miejscami campingowymi. Świetne miejsce, a w weekend w środku wakacji było dużo wolnych miejsc. Polecamy!
Trasa 1 – przez Mazury Garbate do Piramidy – 70 km
Camping „Rusałka” – Banie Mazurskie (fragment Green Velo) – Republika Ściborska – Piramida w Rapie – Budry – Camping „Rusałka”
Pierwszego dnia postanowiliśmy nie próżnować – jedziemy dłuższą trasą! Jeśli na koniec padniemy, to drugiego dnia nie będzie i wsiądziemy w samochód do domu. Trudno, raz się żyje!
Pierwszy odcinek (z „Rusałki” do Bani Mazurskich) jedzie się bardzo przyjemnie i komfortowo. Najpierw fioletowym szlakiem wokół Węgorzewa, a potem skręcamy w prawo w szlak Green Velo. Jest płasko, ponieważ szlak został wytyczony na dawnej estakadzie kolejowej. Jazda wśród pól i łąk – rewelacja!
Po dotarciu do Bań Mazurskich rekomendujemy przerwę 😉 W prawdzie ledwo co wyruszyliśmy, ale jeśli już jesteście głodni to idealne miejsce „na popas”. Zatrzymajcie się koniecznie w barze „Młyn” i zjedzcie tam pyszne kartacze.
Kartacze to lokalne danie kuchni wschodniej. Są to duże nadziewane mięsem kluski podobne do pyz. Często mają mało apetyczny, ciemny kolor, ale wierzcie mi – są przepyszne! Jeśli będziecie mieli okazję to koniecznie musicie ich spróbować.
Najedzeni? No to jeszcze nie koniec – musicie zostawić miejsce na deser. Bardzo blisko baru „Młyn” znajduje się mała budka z lodami, w której pani Danuta Rogalska sprzedaje lody od 1970 roku. Na pewno jej nie ominiecie, bo w sezonie ustawia się tam ogonek chętnych lodożerców. Lody robione są tradycyjnymi metodami i dostępne są tylko 3 smaki: waniliowy, czekoladowy i owocowy. Lody są warte grzechu, no ale przecież jeżdżąc na rowerze (cały dzień!) można sobie na nie pozwolić, prawda?
W Baniach Mazurskich skręcamy w ulicę Leśną i ruszamy na północ. Jeśli macie ochotę możecie odbić w prawo w stronę Republiki Ściborskiej, na miejscu znajduje się muzeum… kultury indiańskiej i eskimoskiej. Więcej przeczytacie tutaj.
Jadąc dalej na północ dojedziecie do wsi Rapa. Tutaj, na końcu długiej prostej ścieżki wśród leśnych drzew znajduje się wyjątkowa atrakcja: piramida w Rapie. To grobowiec rodziny Fahrenheidów o wyjątkowej, piramidalnej konstrukcji wybudowany na przełomie XVIII i XIX w. ! Ściany wewnętrzne postawione są pod takim samym kątem jak piramidy egipskie, a całość zbudowana jest na planie kwadratu – wszystko to miało sprawiać, że budowla ma wyjątkowe właściwości, a warunki w środku miały umożliwiać mumifikację zwłok. Budowla ma za sobą dość burzliwą historię, w tym niestety także liczne dewastacje. Obecnie wejście jest zamurowane, ale jak zajrzycie do środka przez okienko, to zobaczycie… sami sprawdźcie co. To miejsce ma świetny klimat!
Z Rapy polecamy zawrócić do Bań Mazurskich, na mapie zaznaczona jest trasa, którą my jechaliśmy, ale nie jedźcie tamtędy. W większości ten fragment składa się z kocich łbów i bardzo nierównej trelinki – przyjemność z jazdy jest mniejsza od zera.
Droga 650 z Bań Mazurskich do Węgorzewa fragmentami ma ścieżki rowerowe, ale można spokojnie jechać asfaltem, bo na trasie nie ma zbyt wielu samochodów. W miejscowości Więcki mijacie zabytkowy pałacyk. Tuż przed Węgorzewem skręcamy w lewo z powrotem na fioletowy szlak wokół Węgorzewa i wracamy na camping. Zasłużyliśmy na grilla!
Trasa 2 – wokół jeziora Mamry – 45 km
Camping „Rusałka” – Węgorzewo – Bunkry w Mamerkach – Sztynort – Camping „Rusałka”
Rano oceniamy straty: nogi lekko waciane, na tyłku stemple z siodełek i w gratisie opalenizna na łydce od legginsów, totalnie w stylu „na polską flagę”. Hmm, nie jest źle. Pedałujemy dalej!
Plan na dzisiaj to trasa wokół jeziora Mamry.
Startujemy w stronę Węgorzewa, tym razem trasą fioletową jedziemy w lewo i docieramy do portu w Węgorzewie. Potem znowu wpadamy na fragment Green Velo. Jedziemy nią aż do parkingu rowerowego przy rondzie z widokiem na Mamry. Stamtąd możemy pojechać dalej prosto aż do zabytkowych śluz w Leśniewie i parku linowego stworzonego w dawnych bunkrach. Początkowo mieliśmy taki plan, ale wycieczka poprzedniego dnia dała nam na tyle w kość, że trasę redukowaliśmy do minimum. Jeśli tam dotrzecie, dajcie znać, jak było.
Tymczasem jedziemy na południe – następny przystanek to Bunkry w Mamerkach – bardzo dobrze zachowana była kwatera dowództwa Wermachtu. W okolicznych lasach znajduje się kilkadziesiąt świetnie zachowanych poniemieckich bunkrów, do których można wejść. Jadąc od północy najpierw mińcie zjazd do „bunkrów gigantów” i skręćcie w prawo zgodnie ze znakami na muzeum i wieżę widokową – tam kupicie bilety wstępu do całości kompleksu.
Wstęp tylko do części bunkrów jest płatny, reszty chyba nikt nie pilnuje. W cenie biletu (17 PLN – sporo) macie wejście do muzeum, rekonstrukcji u-boota, na wieżę widokową, do bunkrów połączonych podziemnym tunelem oraz do wcześniej wspomnianych bunkrów-gigantów. Sporo atrakcji, z których najsłabiej moim zdaniem prezentuje się u-boot, w szczególności jeśli mieliście okazję zwiedzać prawdziwą łódź podwodną. Za to 38-metrowa wieża widokowa dostarcza wrażeń, bo jest to ażurowa metalowa konstrukcja, która – nie będę owijać w bawełnę – nieźle się kołysze 😉 Znajdujące się obok muzeum jest całkiem interesujące, warto tam zajrzeć. Oprócz fajnej makiety można tam dowiedzieć się więcej o opracowanych przez Niemców w trakcie wojny… latających dyskach podobnych do UFO!
Pogoda w drugiej części dnia niestety już nie bardzo nam sprzyjała, bo zaczął padać deszcz. Jadąc dalej na południe warto zatrzymać się w Sztynorcie, gdzie znajduje się Zespół Pałacowo-Parkowy Lehndorffów oraz słynna wśród żeglarzy knajpa Zęza – w sam raz na obiad.
Dalej przez Kirsajty dojedziecie do Ogonków skąd już rzut beretem na camping.
Poniższa mapka powinna pomóc w planowaniu Waszego wyjazdu.
Jeśli macie jakieś ciekawe pomysły na rowerowe weekendy po Polsce to koniecznie dajcie znać w komentarzu!
Szerokiej drogi!
o jeżu, ale zrobiliście mi ochotę na rower i na mazury i na lato! powinnam była wpaść tu na wiosnę, a nie teraz 🙁
Sama chętnie bym tam wróciła! Byle do wiosny! To już… niedługo 😀
W treści tekstu w zakresie lodów Danuty Rogalskiej wkradł się błąd. Lody funkcjonują od 1970 roku. W tym sezonie mamy 50 lecie firmy.
Dzięki za uwagę! Faktycznie, nawet na zdjęciu jest ta informacja. Gdzieś musiałam znaleźć nieprawidłowe info o tym 1981. Poprawiam!
Mazury są piękne o każdej porze roku, ale wiosną i latem szczególnie! A kiedy jeszcze można przejechać je na rowerze to tym bardziej jest to świetny powód do podróży w tamte rejony.