Czy programiści podróżują inaczej niż zwykli ludzie? Jak podróżuje się z programistą? Czy zawód programisty przydaje się w podróżach? Czy da się pracować w zawodzie przemieszczając się z jednego miejsca na świecie w drugie? Na te i inne moje pytania odpowiadają nasi zaprzyjaźnieni podróżnicy i jednocześnie… programiści. Jest ich więcej niż mogłoby się wydawać!
I ja i Przemek z zawodu i wykształcenia jesteśmy programistami, ale to już wiecie. Widać to zarówno w naszych podróżach, jak i na naszym blogu (a przynajmniej taką mam nadzieję). Zapytaliśmy zaprzyjaźnionych programistów, którzy również prowadzą blogi o tematyce podróżniczej, jak bycie programistą wpływa na ich podróże. Czy to w ogóle ma znaczenie? Okazuje się, że wiele ich spostrzeżeń jest zbieżnych i da się wyróżnić programujących podróżników! Zobaczcie sami.
Cechy charakterystyczne programisty w podróży?
Jest praktyczny. Nie lubię jechać nieprzygotowanym na wyjazd. Zatem jakiekolwiek spontaniczne wypady absolutnie nie wchodzą w grę. Tutaj zawsze staramy się by maksymalnie „wycisnąć” ile się da z wyjazdu, a nieprzygotowanie z reguły może prowadzić do opóźnień lub niezaplanowanych kosztów – mówi Robert, który na co dzień pracuje jako programista w jednej z krakowskich firm, a po pracy prowadzi bloga Gdzie jest Maluch? .
Z Internetu programista korzysta wszędzie, gdzie się da i nie ma żadnych oporów, żeby załatwić wszystko on-line. Na pewno mamy większe zaufanie do aplikacji podróżniczych, rezerwacji internetowych i różnego rodzaju projektów związanych z podróżowaniem – nie mamy też żadnych problemów mentalnych z płatnościami online. Od kiedy internet w telefonie jest dość tani, nie wyobrażamy sobie wyjazdów bez map oraz dostępu do sieci. – mówią Aśka (webdeveloper) i Sławek (programista Ruby/Ruby on Rails oraz Javascript), którzy prowadzą bloga Podróże po Europie.
Czy bycie programistą wpływa na wybór wakacyjnej lokalizacji? W pewnej mierze tak, chociaż wiąże się to również z innymi zainteresowaniami – kontynuują Asia i Sławek. Lubimy komiksy, filmy s-f czy animacje Pixara – stąd miejscem do którego często wracamy jest Paryż, przez większość kojarzony z romantycznym miastem miłości – nam kojarzy się głównie z Disneylandem (gdzie byliśmy już 3 razy) oraz parkiem Asterixa. W Brukseli spędziliśmy dłuższą chwilę szukając murali z motywami, które lubimy – właśnie Asterixem i Lucky Luke’iem. Generalnie Belgowie i Francuzi traktują komiks jako ważną część sztuki, dlatego częściej można nas tam spotkać w księgarniach i sklepach, niż zabytkach 😉 Ciągle nie możemy przeboleć, że byliśmy w Madrycie w zimę, gdy park Warner Bros był zamknięty, ale już planujemy powrót w wakacje. Z tym też nie mogę się nie zgodzić – my też w Centrum Komiksu w Brukseli spędziliśmy dwa razy więcej czasu niż zakładaliśmy!
Ponadto programista kocha gadżety. Myślę, że zabieram trochę więcej różnego rodzaju gadżetów niż przeciętny amator podróży. Zwłaszcza, że lubię fotografować, a to znacznie zwiększa ilość potrzebnych nowinek technicznych do zabrania. – dodaje Robert. Z tym zgadzam się całkowicie – sprzęt fotograficzny Przemka też zaczyna się rozrastać, a przed wyjazdem trzeba wybierać, co ze sobą zabrać, a co jednak może zostać w domu. Co nieco na temat gadżetów wie także Natalia z bloga Biegun Wschodni, której mąż Maciek (i współautor bloga) także jest programistą. Maciek jest osobą, która wybierając się w góry może zapomnieć zapasowych baterii do czołówki, ale akumulator w swojej podróżnej konsoli do gier ma naładowany zawsze. Mógłby się ktoś zapytać, po co mu konsola w podróży, a tym bardziej w górach. Cóż. Tam gdzie król chadza piechotą z gazetą, programista nie wchodzi bez konsoli. – mówi Natalia.
Oprócz zabierania gadżetów ze sobą, programiści uwielbiają je w podróży kupować. Jeśli chodzi o pamiątki z wypraw… to jest chyba coś, co jest w nas najbardziej dziwne. Przywozimy przede wszystkim… kubki oraz figurki, wszystkie bajkowe lub z postaciami z filmów. – dodają Asia i Sławek.
Co jeszcze wyróżnia programistę w podróży? Ogólne obeznanie w tematach IT. A to bywa przydatne. Kilka lat temu podczas weekendowego pobytu w Krakowie zatrzymaliśmy się w hostelu. Była późna jesień, do tego brzydka pogoda, zatem w hostelu byliśmy jedynymi gośćmi. Pani na recepcji twierdziła, że nie mają bezprzewodowego Internetu, ale możemy skorzystać z komputera w części wspólnej. Dodajmy – komputera dość wiekowego, z monitorem CRT. Pod biurkiem dojrzeliśmy router sieciowy – z antenkami do wifi. Wystarczyło z poziomu peceta przy recepcji zalogować się do routera (standardowym loginem i hasłem) i włączyć wifi 😉 Jeszcze lepszą historię, ze swojej ponadrocznej rowerowej podróży po świecie, ma Janek z bloga Nagniatamy:
Buchara, Uzbekistan, hostel, dwóch hiszpańskich rowerzystów w pokoju obok nałogowo oglądających Youtube w HD i koszmarnie wolne łącze internetowe. Masakra, nic nie da się zrobić, a zdjęcia i teksty na blog same się nie wgrają. Trzeba więc działać. Zaglądamy do panelu administracyjnego routera Wi-Fi (admin/admin) ustawiamy QoS dla wszystkich IP w sieci na “lowest”, a dla swojego adresu na super-hiper high. Po chwili zza ściany dobiegają głośne jęki zawodu (puta, puta, puta madre), a paski postępu uploadu wystrzeliwują w górę…
Zwiększenie przepustowości swojego łącza kosztem filmików na youtube? Jeśli ktoś to potrafi – jestem za! W końcu blog ma większy priorytet 😉
Jak podróżuje się z programistą?
Na to pytanie najlepiej odpowiadają „pary mieszane”, w których połowa koduje, a druga… niekoniecznie.
O Marco – włoskim programiście maszyn, opowiada Ewelina z bloga One Way 2 Freedom: Marco to typowy ścisłowiec. Porównując go z moim umysłem – humanistki, w podróży skupiamy się na dwóch różnych rzeczach. Ja niejednokrotnie jestem od szukania miejscówek, które chcemy zobaczyć a on od dopinania kwestii logistycznych i tworzenia plików w Excelu z naszymi wydatkami na dany trip (czego ja nigdy bym nie zrobiła i co mnie zdziwiło ponad 2 lata temu, kiedy to wybraliśmy się na pierwszy miesięczny Balkan Trip). Ja martwię się, czy będziemy mieć gdzie spać, a Marco kmini, jak tanio dojechać do jakiejś wioski. To on zarządza naszym budżetem, a ja dbam o nasz PR i nawiązywanie kontaktów m.in. za pośrednictwem Couchsurfingu. Marco to ostoja spokoju i osoba pełna cierpliwości, mało mówi. Mi niestety brakuje cierpliwości, wszędzie mnie pełno i dużo „gadam”.
Podobne spostrzeżenia ma Romek (ostatnio zawodowo zajmujący się programowaniem gier), który wraz ze swoją żoną Ewą prowadzi bloga Gonimy Słońce: Ścisły umysł skazuje mnie na ogarnianie całej logistyki podróży (rezerwacje, terminy, ceny, promocje) a Ewa (z wykształcenia muzykolog) zajmuje się uśmiechaniem i zjednywaniem sobie ludzi na miejscu. Także podział naturalny naszych ról w drodze, wytworzył się sam. Dodatkowo Ewa przy prowadzeniu bloga ma swoje powody do radości (mając programistę przy boku), bo wszystko, co jej się wysypie, jestem w stanie na bieżąco ogarnąć i wytłumaczyć.
Natalia twierdzi, że o tym, jak żyje i podróżuje się z programistą mogłaby napisać pracę dyplomową i mówi tak:
Posiadanie programisty u boku wiąże się nie tylko z dziwactwami, ale także z czysto pragmatycznymi korzyściami. Odkąd podróżujemy razem, nie wiem co znaczy zgubić się w obcym mieście, bo on jest zaopatrzony w minimum dwie aplikacje, które wskazują nam drogę. Jego smartfon podpowiada nam także gdzie tanio i dobrze zjeść, co zwiedzić i którym tramwajem tam dojechać. Atlas i mapy samochodowe właściwie wyszły z użycia, bo Maciek nie wyjedzie poza miasto bez włączonej nawigacji. Koniecznie online, aby wiedzieć gdzie czają się misiaczki. Czasami mam wrażenie, że Maciek zwiedza nowe miejsca po fakcie – oglądając po powrocie zdjęcia, które zrobiłam, bo ilekroć na niego nie spojrzę, wzrok ma wlepiony w ekran smartfona. Ale podobno to świadczy jedynie o szerokim polu widzenia i podzielności uwagi. Maciek to także mistrz poruszania się pomiędzy pięcioma kontami walutowymi i kartami płatniczymi. Doskonale wie, jakie są kursy, prowizje bankowe i… przelicza to wszystko, robiąc przelewy w locie i dobierając odpowiednią do transakcji kartę. Dzięki temu sporo oszczędzamy. Programista porusza się po świecie z plecakiem z wbudowaną monstrualną baterią, którą w razie potrzeby podłącza do urządzenia, które jest w potrzebie (także mojego). A mi się to wszystko bardzo podoba… bo dzięki niemu mogę w spokoju zająć się podziwianiem widoków, architektury i degustować specjalności kuchni regionalnej, nie dbając o tak przyziemne sprawy jak np. droga do hotelu.
A co z długimi podróżami?
OK, a co dzieje się, gdy programista rzuca wszystko i rusza w długą, np. roczną podróż? Po jakimś czasie zaczyna… tęsknić. Za programowaniem rzecz jasna.
Wybierając się w 16-miesięczną rowerową tułaczkę z Turcji do Australii jako eks pracownik bankowego IT, o wszystkim związanym z robotą chciałem przede wszystkim zapomnieć. – mówi Janek. Jednak minęło kilka miesięcy, trafiła się pierwsza długa posiadówa w hostelu w oczekiwaniu na wizy i zapomniane przez jakiś czas regiony mózgu zaczęły dawać o sobie znać. Do czerwoności zaczął mnie wkurzać zabrany w drogę netbook. Model najtańszy z możliwych. Żeby tylko nie było szkoda jak się rozleci. I to był błąd. Gdy planujecie popracować trochę w drodze, lepiej od razu kupić sensowny sprzęt. Nowe narzędzie pracy udało mi się w końcu znaleźć w Hongkongu i wtedy dopiero zaczęło się “nerdowanie”. Jechałem rowerem z sakwami i namiotem, więc oznaczało to dość zabawną logistykę. Każdego dnia myślałem tylko jak by tu upolować źródło prądu i mieć pełną baterię, aby w nocy w moim ukochanym milion-gwiazdkowym hotelu trochę sobie poszaleć. Dobrze zapamiętałem taki jeden romantyczny obrazek z podróży: cisza, spokój, gorąc Azji Południowo Wschodniej, śpiew cykad i… wirujący wiatraczek laptopa, bo akurat kompiluje się kernel Linuksa.
Długa podróż może być inspirująca. Romek opowiada: Ostatnio zawodowo zajmuję się głównie tworzeniem gier – mam więc okazję poobserwować w co grają ludzie na świecie. A że wszyscy teraz wszędzie wokół siedzą z nosami w telefonach czy tabletach, to i kilka pomysłów wpadło mi do głowy, widząc co najbardziej ich interesuje. Zresztą, przemierzając świat, inspiracji nie brakuje.
Czas podczas długiej podróży można wykorzystać także na podszkolenie swoich programistycznych umiejętności. Na przykład tak jak Janek: Na niekończących się australijskich prostych wymyśliłem patent genialny w swojej prostocie. Zamontowałem czytnik Kindle na kierownicy roweru. Jadąc przez setki kilometrów pustkowia na skraju Wielkiej Pustyni Piaszczystej, nadrobiłem klasyki literatury światowej, ale też poczytałem o funkcyjnym Javascripcie, czy programowaniu w OpenGL ES dla Androida i iOS.
Programowanie jest świetnym sposobem na dorobienie – przecież programista może pracować wszędzie, prawda? O tym, czy w każdych warunkach wie Piotrek, prowadzący razem z żoną Kasią bloga Vanilla Island: Programowanie i podróże pasują do siebie jak ulał. W czasie naszej rocznej podróży dzięki kodzeniu byłem w stanie solidnie podreperować nasz budżet, pracując właściwie tylko w autobusach. Czasami nie było lekko. Szczególnie zapadła mi w pamięć podróż do Machu Picchu autobusem, kiedy wszyscy latali z lewa na prawo, dziecko za mną wymiotowało do foliowej torebki, którą potem położyło na ziemi (tak, wszystko się wylało), a ja w najlepsze programowałem na laptopie. Na szczęście nigdy nie miałem mocnej choroby lokomocyjnej!
Bycie programistą może też… uratować całą Waszą podróż! Tak jak Kasi i Piotrkowi. Opowiada Kasia: Kiedy w Kolumbii nas obrabowali, ja straciłam wszystko! Zostałam w krótkich spodenkach i bluzce na ramiączkach, ale przede wszystkim straciliśmy aparat. Całe szczęście mój paszport i pieniądze były u Piotrka. Co było potem? Zatrzymaliśmy się na tydzień i Piotrek pracował, teściowie przysłali nowy aparat. Kupiliśmy mi jakiś tornister, trochę ubrań i pojechaliśmy dalej. Piotrek dodaje: Myśl, że miałbym stracić mojego laptopa z niezaszyfrowanym dyskiem była przerażająca. Gdybyśmy oboje stracili plecki byłoby po wyprawie…
Programowanie w podróży na cały etat, czyli praca – marzenie?
Na początek można spróbować w podróży po prostu dorabiać, ale według Janka warto pomyśleć o tym wcześniej: Nie udało mi się złapać w drodze żadnego konkretnego zlecenia. Drogowy tryb życia trochę w tym przeszkadzał. Poza tym nie miałem nic upatrzonego przed wyjazdem. I to był drugi duży błąd. Wyjeżdżając w kolejną długą podróż już wiem, że chciałbym pobawić się w cyfrowego nomadę. Zamiast na dobre rozstawać z programowaniem, lepiej znaleźć jakieś drobne źródło zleceń i od czasu do czasu zapewnić sobie zastrzyk gotówki, zrobić coś kreatywnego i przy okazji odpocząć.
Natomiast Marco przed wyjazdem z Eweliną w długą podróż chciał rzucić swoją stacjonarną pracę, ale… nie udało mu się. Opowiada o tym Ewelina:
Przed wyprawą do Ameryki Marco próbował rzucić pracę, ale jak wyszło to na jaw, to taki krok miał swoje pozytywne odzwierciedlenie: szef musiał przespać się z tą myślą i na drugi dzień zaproponował mu pracę zdalną. Dlatego też Marco może pracować z każdego miejsca na świecie – spod palmy, z pustyni, a nawet buszu. Jedynie od czasu do czasu zdarza się, że otrzymuje propozycje większych projektów + testowanie maszyn, dlatego też zmienia kierunek swojej podróży i zatrzymuje się w jakimś kraju na kilka tygodni lub miesiąc, zdarza się i więcej. Taka praca otwiera wiele możliwości poznawania nowych kultur, nieograniczanie się do życia w jednym kraju, a tym samym nawiązywanie kontaktów biznesowych. Jak się okazuje wybór takiej destynacji, jak Ameryka, był trafnym wyborem. Zaraz po dwóch tygodniach pobytu w Brazylii pojawiła się propozycja projektu w Meksyku. Firma opłaca pobyt naszej dwójki. Tym samym mamy okazję posmakować meksykańskiego życia w jednym z większych miast na północy kraju, blisko Teksasu. Idealnie!
No i na koniec jest jeszcze 100% cyfrowy nomada. Taką drogę obrał Wojtek prowadzący bloga Backpackista.
Często słyszę od ludzi: „Aha, jesteś programistą, możesz pracować gdziekolwiek i jednocześnie podróżować”. Rzeczywistość nie jest tak prosta, a sukces w byciu podróżującym, cyfrowym nomadą wiąże się z wieloma czynnikami: rodzajem wykonywanej pracy, posiadania (lub nie) szefa, rodzaju odbywanej podróży i celów jej wyznaczonych oraz oczywiście cech charakteru. Taki tryb życia wymaga pewnej elastyczności i umiejętności znalezienia w tym wszystkim odpowiedniego balansu. Wydaje mi się, że w takim układzie łatwo znaleźć się w miejscu, w którym nie czerpie się całkowitej przyjemności z podróży, ani nie wykonuje swojej pracy w 100% swoich możliwości. To trochę tak, jak z przynoszeniem pracy do domu, gdzie miesza się zupełnie niepołączone ze sobą światy.
Swojego szczęścia w byciu niezależnym, cyfrowym nomadą próbuję już od jakiegoś czasu. Obecnie prowadzę kilka projektów internetowych, dotykających głównie tematów około podróżniczych: nauki języków czy planowania podróży. W trakcie (i między) podróżami stworzyłem kilka aplikacji mobilnych, stron internetowych, aż wreszcie podróżniczego bloga, którego mogę sobie sam dostosowywać i którym mogę bez niczyjej pomocy administrować – tu zdecydowanie przydaje się bycie programistą. Wybrana przeze mnie ścieżka do prostych nie należy, a na drodze czyha wiele przeszkód. W takim układzie nie mam nad sobą szefa, a moim sukcesie decyduję tylko ja. No i ta droga do sukcesu jest jakaś taka enigmatyczna, nieprzetarta i trzeba się trochę napocić, żeby ją znaleźć. Pieniądze? Jeżeli chce się mięć je od razu, to wtedy lepiej iść na etat.
Zalety? Możliwość decydowania o tematyce realizowanych projektów i niezależność.
Zdarzało mi się kodować na podłodze będąc zamkniętym w zbiorowej sali sypialnej w hostelu, tłumiąc dźwięki otoczenia muzyką trance i ukrywając się przed komarami, ignorując fakt, że 50 metrów dalej była przepiękna plaża. Bywało również i tak, że hostelowa impreza już się zaczęła, a ja wciąż chciałem dokończyć tę ostatnią rzecz. Na dłuższą metę warto znaleźć jakieś wygodne i spokojne miejsce. Nie bez powodu wszystkie biura skonstruowane są z myślą o minimalizacji czynników rozpraszających uwagę. Wbrew pozorom rutyna jest dobra, a w moim przypadku najwięcej dobrych rzeczy powstawało, gdy mogłem gdzieś przysiąść, chociażby na tydzień. Wtedy zwykle wykonywałem regularną pracę, od rana do późnego popołudnia, tyle że w innym miejscu na świecie. Wolny czas miałem wieczorem (względnie rano, jeżeli chciałem wykorzystać światło słoneczne), wtedy mogłem zajmować się odkrywaniem nowego miejsca. Ale czy to wtedy jeszcze było podróżowanie?
Co jeszcze kochają programiści? Duże monitory. Romek: Są też mankamenty – właśnie ten laptop – czyli tylko jeden monitor i to max. 15 cali, brak dodatkowej klawiatury i wygodnego biurka, które mam w domu (oraz wszystkich innych „niezbędnych” gadżetów). Potwierdza to Wojtek: Aha, i jeszcze jedno: jestem programistą i kocham duże monitory. I jak tu, kurde, z takim ustrojstwem podróżować? 😉
Wiecie co? Po zebraniu materiału do tego artykułu tak sobie myślę, że… jako programistka kochająca podróże czuję się jeszcze fajniej, niż wcześniej! Dzięki!
I na koniec: poznajcie moich rozmówców – programujących podróżników – i koniecznie zajrzyjcie na ich blogi:
- Robert, gdziejestmaluch.pl,
- Aśka i Sławek, www.podrozepoeuropie.pl,
- Maciek i Natalia, www.biegunwschodni.pl,
- Janek i Marzena, nagniatamy.pl,
- Ewelina i Marco, oneway2freedom.com,
- Romek i Ewa, www.gonimyslonce.pl,
- Kasia i Piotrek, www.vanillaisland.pl,
- Wojtek, backpackista.com, a jego aplikacji szukajcie tutaj.
Historia Janka o internecie w Uzbekistanie zrobiła mi wieczór. 😀 Następnym razem, jak mi zacznie nagle mulić internet gdzieś w hostelu, to już będę wiedziała dlaczego. 😀
Kinga, nam też, uśmialiśmy się przy tych opowieściach Janka 😀 ale tak – z programistami nigdy nie wiadomo 😉
Świetny post! Myśleliśmy, że udało nam się wspomnieć o charakterystycznych cechach programisty w podróży, ale czytając kolejne wypowiedzi, trudno było się nie zaśmiać i nie stwierdzić: „faktycznie, to też…” 😀 To był bardzo dobry pomysł, by tak to zestawić 🙂 gratulacje i pozdrawiamy Was ciepło!!
dzięki! też mi się podoba, jak to ostatecznie wyszło 😀 programiści w podróży jednak mają ze sobą więcej wspólnego niż sądziłam 😉 my też Was pozdrawiamy!
Mój programista (Rafał) podczas naszej rocznej podróży miał wiele sytuacji aby się wykazać 🙂 tak mi zainponował, że chyba się przekwalifikuję 😀
haha 😀 na programowanie nigdy nie jest za późno 😉
Ciekawe zestawienie. Kto by pomyślał, ze tak wielu programistów lubii długie włóczegi. Po lekturze stwierdzam, ze mogłabym być programistką raptem w 50%… Chyba dobrze, ze wybrałam opcje zawodowa związana z podróżami i językami:) No i mały szczegół, za wcześnie sie kurczę urodziłam 🙂 A opowieści o hostelu w Uzbekistanie rozsmieszyly mnie, ze aż śmiałam sie na głos 🙂 🙂
Trzymajcie sie ciepło blogo-programiści !
Pozdrawiam dzis ze Starsburga
dzięki! po tym jak pomysł na tego posta wpadł mi do głowy, wiedziałam, że po prostu muszę go napisać, bo wyjdzie z tego coś fajnego 🙂 podróże i języki to też bardzo dobre połączenie, nawet chyba lepsze 😉 Ty też się trzymaj, pozdrawiamy!
Świetny tekst! Super, że uporządkowaliście informacje tematycznie, a nie podaliście w formie suchych wypowiedzi!
Właśnie chciałam tak pogrupować te wypowiedzi, żeby lepiej się czytało 🙂 fajnie, że się podoba, dzięki 🙂
Bardzo ciekawy tekst! Pewnie w innych zawodach też tak jest. Ja i mój chłopak oboje jesteśmy po kierunach finansowych i też przez to mamy jakieś swoje typowe zachowania, np. obliczenia wszelakich wydatków czy potrzebnej waluty obcej. Oboje łapiemy się na tym, że staramy się wyłapywać trendy, np. że w taki dzień są zwykle tańsze loty, a w inny noclegi 😉 Mamy też zamiłowanie do wszelakich statystyk i rankingów 😉
haha, chyba wiele zawodów tak ma! 😀 wyłapywanie takich niuansów i prawidłowości jest interesujące 🙂 zastanawialiśmy się z Przemkiem, jakby to było napisać post np. „podróżuj jak… pielęgniarka” i co by z tego wyszło 😉