W Stuttgarcie bywałam służbowo w ciągu ostatniego roku. I jak to na podróżach służbowych często bywa, czasu na zwiedzania nie było, ale kilka miejsc udało mi się zobaczyć i o tych Wam opowiem. Na weekend w Stuttgarcie będzie jak znalazł.

Stuttgart leży w południowo-zachodniej części Niemiec. Jeszcze do niedawna Warszawa miała bezpośrednie połączenie lotnicze ze Stuttgartem, ale niestety zostało zlikwidowane i pozostaje latanie przez Wiedeń, Zurych, Frankfurt lub Monachium. Jeśli zimą jeździcie na narty w Alpy to możecie rozszerzyć trasę i pojechać przez Stuttgart – leży około 200 km od trasy Norymberga – Monachium.

A co robić jeśli już się tam znajdziecie?

Najbardziej znane atrakcje Stuttgartu to Muzeum Mercedesa i Muzeum Porsche. Oba są otwarte niestety tylko do 18:00 i udało mi się zwiedzić tylko to drugie. Bilet do każdego z nich kosztuje 8 EUR, bilet wieczorny 4 EUR (od 16:30 u Mercedesa i od 17:00 u Porsche). Wewnątrz można podziwiać… samochody. Niezwykłe, prawda? Modeli jest mnóstwo, pochodzą z różnych lat produkcji.

Model powyżej to Porsche 917 tzw. Pink Pig. Zaznaczone są na nim… części półtuszy wieprzowej. Więcej o tym konkretnym aucie możecie dowiedzieć się tutaj:

Model powyżej to Porsche 911 w edycji na 50-lecie tego modelu, pochodzi z 2013 roku.

Muzeum jest ciekawe nawet dla kogoś, kto nie interesuje się motoryzacją. Ponadto sam budynek wygląda nietypowo i nowocześnie i warto go zobaczyć.

Warto również wybrać się do centrum miasta. Życie kręci się od Schlossplatz (który oczywiście jest koło pałacu) wzdłuż głównego deptaku, czyli Königsstrasse.

Okoliczne uliczki zachęcają do zgubienia się i spędzenia czasu przy stoliku jednej z wielu kawiarni i restauracji.

Jedną z nich jest Calwer-Eck Brauhaus, czyli restauracja z własnym browarem.

Piwo jest smaczne, do tego serwują typowe dania kuchni szwabskiej. Poniżej patelnia pełna szpecli z serem (Käsespätzle), niemieckich pierogów (Maultaschen), kapusty, kiełbas i pieczeni. Dużo, tłusto, na pewno niedietetycznie, ale nawet smacznie.

W temacie niemieckiego piwa polecam także Wichtela. To kolejna miejscówka ze smacznym piwem własnej produkcji. Niestety zjeść warto tylko pizzę, która jest przepyszna, sałatek natomiast nie polecam, chyba, że gustujecie w typowych niemieckich sałatkach z ziemniaków i czegoś a’la mortadela. Ja nie.

A jeśli szukacie nietypowej rozrywki w grupie 2 do 6 osób to zdecydowanie polecam ExitGames.

Koncepcja zabawy jest taka, że grupa zostaje zamknięta w danym pomieszczeniu, najczęściej w jakimś pokoju i ma określoną ilość czasu, żeby się stamtąd wydostać. W pokoju ukryty jest klucz, ale żeby go znaleźć trzeba rozwiązać szereg zagadek i łamigłówek. Takie połączenie Sherlocka Holmes’a i Roberta Langdona. Fantastyczna zabawa!

Byłam tam w tym tygodniu ze znajomymi z pracy i bawiliśmy się wspaniale. Pokój, w którym byliśmy był umeblowany w stylu lat 60. i udało nam się z niego wyjść po 56 minutach (a limit to 60 minut). W pokoju zamontowana jest kamera przemysłowa, więc obsługa ma cały czas oko na to, co dzieje się w środku. Dodatkowo zostajecie wyposażeni w walkie-talkie z zapasowymi bateriami i możecie zaczynać! Tanio niestety nie jest: 90 EUR za pokój (pokój na godziny, hmmm…), ale to naprawdę fajnie wydane pieniądze.

Na zakończenie tego wyjazdu trafił się miły akcent. Okazało się, że z Wiednia do Warszawy wracałam samolotem LOTu, tzw. retrojetem. To samolot, który z okazji 85-lecia LOT został przemalowany tak, aby nawiązywać do barw LOTu z lat 40., a konkretniej do wzoru z lat 1945-1973. I muszę przyznać, że wygląda naprawdę fajnie.

A Wam jak się podoba?